Czytelnia

Joanna Petry Mroczkowska

Joanna Petry Mroczkowska, Amerykanie wobec homoseksualizmu, WIĘŹ 2002 nr 7.

Nurt „gejowskiego wyzwolenia” lat sześćdziesiątych sprzymierzył się z ruchem walki o prawa obywatelskie dla czarnej mniejszości i z bojowymi feministkami. Aktywiści ruchu celebrowali homoseksualizm jako najważniejszy element tożsamości danego człowieka. Odwoływali się do grupowej solidarności. Z pogardą odnosili się do prób ukazywania homoseksualistów jako ludzi w jakimś stopniu upośledzonych, wymagających współczucia – przecież „tacy się urodzili”. Już w roku 1965 pojawiły się głosy zdeklarowanych homoseksualistów, że „nie zamierzają litować się nad sobą, bo nie czują się bezradni”, dysponują siłą i będą z niej korzystać. Nie obstając przy tezie, że ich „orientacja seksualna” jest wrodzona, obwieszczali, że dokonują oto świadomego wyboru i uważają homoseksualizm, z jego luzem moralnym i odrzuceniem konwencji, za „błogosławieństwo”. Okazało się, że „geje” nie tylko są dobrzy, ale nawet lepsi od reszty społeczeństwa. Z perspektywy czasu pewne kręgi homoseksualistów uznały to jednak za błąd taktyczny, ponieważ upieranie się przy „opcji” (zamiast „orientacji”) homoseksualnej utwierdziło amerykańskich homofobów w przekonaniu, że chodzi tu tylko o styl życia z wyboru.

W latach siedemdziesiątych pojawiły się liczne gejowskie wydawnictwa, powstał także Metropolitan Community Church, skupiający homoseksualistów. W gejowskiej propagandzie sięgnięto po stworzony wcześniej model „dobrego geja”: patrioty, osoby religijnej, oddanego sprawom publicznym obywatela, potępiającego ekscesy seksualne.

Ówczesny rozgłos psychologii ludzkiego potencjału Abrahama Maslowa i Rollo Maya oraz moda na psychologię popularną pomogły wylansować następny typ, który miał zadać kłam wyobrażeniom, że homoseksualiści są sfrustrowani, neurotyczni czy nieprzystosowani. Był to model „geja szczęśliwego”. Tak jak przywódcy walki o prawa obywatelskie wyszli z lokalnych Kościołów skupiających przedstawicieli czarnej mniejszości, tak liderzy ruchu gejowskiego rekrutowali się w dużym stopniu z pracowników poradni zdrowia psychicznego. W środowiskach homoseksualnych terapia była bowiem niezwykle popularna. Trend „psychologiczny” w szczególny sposób podkreślał znaczenie samoakceptacji, a następnie aktu publicznego ujawnienia własnych skłonności. Krytyka takiego modelu zwraca uwagę, że prowadzi to do uprywatnienia doświadczenia homoseksualizmu i nadmiernego koncentrowania się na aspekcie psychologicznym z pominięciem wymiaru politycznego i społecznego.

Trzeba też zwrócić uwagę na pojawienie się literatury „gejowskiej”, którą uważa się za niezwykle istotny element wspierający wyrabianie „gejowskiej” tożsamości. Dzisiaj taką rolę przejmuje także internet. Z powodu braku pewności siebie, bardzo wielu homoseksualistów korzysta na rynku książkowym z poradnictwa, żerującego – zdaniem Harrisa – na ogólnym klimacie bezradności i niewiedzy. Harris wyraża przypuszczenie, że chętni odbiorcy tego typu piśmiennictwa nie tyle poszukują w nim banalnych skądinąd porad, co raczej z zadowoleniem wyczytują zawartą w tych książkach aprobatę dla swojego stylu życia.

Ponieważ na rynku kultury masowej nie brak odniesień do szczęśliwych małżeństw, kreatorzy „kultury gejowskiej” uznali, że powinni także udostępnić odbiorcom wizerunek szczęśliwych par jednopłciowych. Od początku lat osiemdziesiątych pojawia się więc trzeci model – „gej małżeński”. Odpowiada on potrzebie reakcji na dziesiątkującą to środowisko epidemię AIDS, a ponadto ukazuje homoseksualistę jako osobę stałą, emocjonalnie dojrzałą, odpowiedzialną (przypomina się tu znany film brytyjski „Cztery wesela i pogrzeb”). Taki model propagandowy uwierzytelnia nawet melodramatyczna literatura, podobna do tej spod znaku ckliwych romansów Harlequina, do których niewątpliwie stara się upodobnić. Następny krok to przeniesienie akcentu ze spraw łóżkowych na codzienne, domowe, kuchenne.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Joanna Petry Mroczkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?