Czytelnia
Bardziej z bliska Z matką Jolantą Olech, przełożoną generalną urszulanek szarych, rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2004 nr 6.
Byłoby wiele innych przykładów, ale to dość delikatne sprawy i trudno o nich mówić bez obecności i próby zrozumienia drugiej strony. Jednocześnie przecież możemy się wiele nauczyć od naszych sióstr: otwartości, wrażliwości na ludzkie potrzeby i potrzeby świata, braterstwa, solidarności i prostoty w stylu życia. Zresztą dzisiaj na pewno dla wszystkich nadszedł czas refleksji i podsumowania doświadczeń posoborowych. W czasie wielkich przemian zawsze jest tak, że łatwo pójść za daleko na prawo albo na lewo, ale później przychodzi czas odnajdywania równowagi i budowania na nowo.
– Dlaczego polskie zakonnice są inne?
– To przede wszystkim – jak mi się wydaje - różnica doświadczeń ostatnich kilkudziesięciu lat. Gdy na Zachodzie zgromadzenia zakonne, a przede wszystkim ich teologiczni teoretycy tworzyli wciąż nowe teorie o tym, co najważniejsze w życiu zakonnym, co kilka lat zmieniając język i koncepcję – my tutaj walczyłyśmy o przeżycie: żeby w ogóle móc funkcjonować. Jest to oczywiście wielkie uproszczenie, ale po prostu – miałyśmy inne warunki życia i inne problemy na głowie i mniej możliwości. Cały proces posoborowej przystosowanej odnowy życia zakonnego przebiegał w innym klimacie i dużo wolniej. Czy to lepiej czy gorzej, to pewnie historia pokaże. Na pewno inaczej. I stąd ta nasza inność. Jesteśmy bardziej praktyczne, mniej teoretyczne w swoim myśleniu i w swoich działaniach To wcale nie znaczy, że jesteśmy lepsze. Na pewno mogłybyśmy się wzajemnie od siebie wiele nauczyć i tak się chyba dzieje.
– A jak jest ze strojami zakonnymi? Polki muszą być w habicie bez względu na pogodę, w grubych rajstopach, nawet gdy jest gorąco…
– To chyba jednak przesada! Nawet siostry albertynki zmieniły materiał na swoje habity! Z tymi strojami to różnie bywa. Nie mogę brać odpowiedzialności za całe życie zakonne. Każdy musi mieć tu własne, dobrze uzasadnione rozwiązania.
Św. Urszula Ledóchowska, nasza matka założycielka – w czasach, kiedy dzisiejsze zakony były daleko przed jakąkolwiek reformą – zapisała w konstytucjach, że jeżeli wymagania apostolskie czy możliwość pracy apostolskiej tego wymaga, to spokojnie możemy chodzić ubrane po świecku. Czyli kwestia stroju podporządkowana została celom apostolskim! Nasze siostry w Finlandii jeżdżą na nartach, oczywiście w spodniach, ponieważ praca z dziećmi tego wymaga. Gdy siostry idą w góry z młodzieżą i któraś chce zdjąć habit, to go zdejmuje. Gdy siostry jadą nad morze, to już ja radzę, żeby nie szły na plażę w habitach, bo i one by się źle czuły, i ludzie by się źle czuli.
Na pewno „nie habit czyni zakonnika”, ale ma on głęboki sens. Dziś w Polsce nie wydaje mi się konieczna rezygnacja z habitów. W środowiskach zakonnych międzynarodowych, gdzie większość sióstr jest ubrana po świecku, powraca pytanie o sensowność zarówno habitów, jak i strojów świeckich dla zakonnic, ale coraz bardziej oswajamy się z różnorodnością w tej dziedzinie. Ważne jest, aby zachować zdrowy umiar.
Kobieta, nie kobietka
– Czy trudno pozostać kobietą, będąc zakonnicą?
– Myślę, że pozostajemy kobietami do końca życia, a może nawet i piętnaście minut po śmierci...