Czytelnia

Kobieta

Bardziej z bliska Z matką Jolantą Olech, przełożoną generalną urszulanek szarych, rozmawiają Katarzyna Jabłońska i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 2004 nr 6.

Tej na dole czy od przełożonej?

– Bardziej może nawet na dole niż na górze. Formalnie biorąc, np. u nas, to przełożona generalna daje pozwolenie na rozpoczęcie studiów, ale nie robi tego „w ciemno”. Takie decyzje podejmuje się wspólnie z osobami, które bezpośrednio odpowiadają za dane siostry. W dzisiejszych czasach zakon, który by nie dawał siostrom możliwości rozwoju, sam by sobie kopał dołek czy nawet grób. Nie ulega to dla mnie wątpliwości.

Być może niektóre sobie kopią?

– Być może, nie mogę brać odpowiedzialności za wszystkie zgromadzenia. Wiem, że są też sytuacje odwrotne: przełożone chciałyby kogoś wysłać na studia, ale kandydatka nie ma na to ochoty. Zdarzają się wspaniałe siostry, które na samą myśl o uczeniu się i egzaminach wpadają w kryzys. A przecież można robić wielkie rzeczy i przemieniać świat bez cenzusu uniwersyteckiego. Trzeba i w tej dziedzinie posługiwać się zdrowym rozsądkiem i wrażliwością na człowieka. Istnieje natomiast wielka potrzeba ciągłego nacisku na formowanie samego siebie, umiejętność organizowania czasu, otwartość i ciekawość Kościoła, także ciekawość świata i spraw, którymi żyje współczesność, na ambicje bycia człowiekiem kompetentnym i twórczym w tym, co się robi. Akurat w naszym zgromadzeniu od zawsze zostawiało się w tej dziedzinie dużo swobody i był duży nacisk na autoformację: zachęta do pracy nad sobą, czytania, słuchania, uczenia się. Wszystkich języków, jakie znam, nauczyłam się dlatego, że z różnych powodów uważałam je za potrzebne, a nie dlatego, że przełożona mi kazała i dała mi na to czas.

Problem polega zatem nie tyle na tym, czy zakon się troszczy, ile: czy zakon daje możliwości i czy dana osoba potrafi z tych możliwości korzystać. Są przecież osoby, które miały duży potencjał intelektualny i nie potrafiły go wykorzystać. Najczęściej żyją potem w przekonaniu, że gdyby książka była łatwiejsza, a przełożona mądrzejsza, to ja bym dopiero pokazała…!

Po co są zakonnice?

Zakonnica to raczej „nieatrakcyjne” powołanie w porównaniu z księdzem…

– Rola księdza jest bardzo klarowna w świadomości społecznej. Rola zakonnika też jest spostrzegana najczęściej przez pryzmat jego roli kapłańskiej. Jest już natomiast duży kryzys powołań na braci zakonnych – to powołanie jest w naszym społeczeństwie niezbyt jasne. Podobnie nie ma w Polsce klarownej wizji zakonnicy. Nie wiadomo, po co ona jest. Łatwiej już to zrozumieć, jeśli chodzi o mniszki klauzurowe, bo te są po to, aby się modlić. To jest jasne – niezależnie, czy się to komuś podoba czy nie.

Trudniej jest natomiast z taką formą życia jak nasza. W czasach komunizmu zaginęła specyfika poszczególnych zgromadzeń. Dziś rzadko mówi się o tzw. zakonach czynnych, o ich roli i aktywności. Jest nas mało, więc niewielu widzi nasze życie i pracę w konkrecie. Widzę czasem, że np. ludzie przyjeżdżający po raz pierwszy do naszego domu w Pniewach są ogromnie zdziwieni swoim odkryciem, że te kobiety tak tu żyją, że tak tu ładnie, że jest i duża szkoła, i przedszkole, i wiele innych inicjatyw i jeszcze czas na zajęcie się gośćmi.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?