Czytelnia

Teologia teatru

Katarzyna Jabłońska

Paweł Dobrowolski

Bóg w teatrze, Faust w świątyni

Dyskutują: Dorota Kołodziejczyk (dziennikarka radiowa), Paweł Dobrowolski (teatrolog), Marek Fiedor (reżyser teatralny) i Paweł Goźliński (teatrolog) oraz Katarzyna Jabłońska („Więź”)

„Więź”: „Czy Bóg chodzi do teatru?” — pytał Instytut Teatralny ojca Adama Szustaka, który w zeszłym roku inaugurował Rekolekcje Teatralne, zorganizowane właśnie przez ten Instytut. W tym roku zapytał kilkoro teologów o Boga w teatrze Kantora, Grzegorzewskiego, Lupy, Warlikowskiego...

Marek Fiedor: ...czyli artystów, którzy — o ile wiem — są osobami niewierzącymi.

Paweł Dobrowolski: Mogą deklarować się jako niewierzący czy niepraktykujący, jednak w ich twórczości pojawiają się wątki teologiczne. Zaprosiliśmy więc teologów, aby użyli swojej wiedzy teologicznej do analizy tego teatru. Wydawało się to inspirujące, sam bowiem uważam, że temat Boga jest dużo bardziej palący, wyzywający właśnie dla twórców, którzy nie deklarują związku z religią. Okazuje się jednak, że chcą podejmować go w swojej twórczości i czynią to, choć może nie w sposób bezpośredni. Rzadko wystawiają Apokalipsę czy którąś z Ewangelii, ale przy okazji realizacji innych tekstów znajdują analogie teologiczne, drążąc tematy z kręgu teologii.

Dorota Kołodziejczyk: Czy nie jest tak, e niektórzy twórcy w swoich spektaklach szukają Boga, ale są i tacy, u których to teologowie znajdują Boga — w konkretnych realizacjach teatralnych widzą poszukiwanie Boga.

- Podczas tegorocznych Rekolekcji Teatralnych ks. Andrzej Draguła w ten sposób analizował „Tako rzecze Zaratustra” Krystiana Lupy, nazywając taki rodzaj teatru — teatrem misteryjnym, czyli dającym miejsce Tajemnicy.

D. Kołodziejczyk: O tym właśnie mówię. Ale jest te jeszcze trzecia grupa — twórcy, którzy już jakoś Pana Boga spotkali, w związku z tym świat, który prezentują na scenie, jest przeniknięty obecnością Stwórcy. Ich bohaterowie już tak intensywnie nie szukają, żyją bowiem w świadomości, że istnieje Bóg czy jakaś siła wyższa, która jest siłą sprawczą w świecie i człowieku. Jednak wciąż znacznie ciekawsze pod względem dramaturgiczno-teatralnym jest to napięcie, wynikające z poszukiwania Boga lub z braku zgody na Jego działanie. Wtedy, tak jak w teatrze antycznym, mamy do czynienia z wadzeniem się z bogami, dialogiem z bogami. Nie mielibyśmy „Antygony”, gdyby nie szukanie odpowiedzi na pytanie: co na to wszystko bogowie? Od samego początku teatr rozmawia z Bogiem, czyni to jednak przede wszystkim poprzez to, że nie zgadza się na to, co Bóg czy bogowie zsyłają i postanawiają.

M. Fiedor: Czy nie jest to jednak sytuacja nieco absurdalna, skoro religia nie może być inspiracją dla tych reżyserów-twórców, którzy określają się jako wierzący? Z tego, co Pani powiedziała, wypływa wniosek, że dla niewierzących wadzenie się z Bogiem bywa inspiracją, wierzący zaś nie odczuwają potrzeby namysłu nad swoją wiarą, dla nich religia nie jest inspiracją do uprawiania sztuki. Komu to wystawia złe świadectwo: religii, tym ludziom czy ich... wierze?

- No właśnie — komu? Może... — zaryzykujmy — samej wierze? Czyby było tak, że cała przestrzeń życia i kultury jest niesłychanie ciekawa i inspirująca, natomiast przestrzeń wiary jest tym, co łatwo można sobie „załatwić”? Wynikałoby z tego, że jest czymś ograniczonym, niedynamicznym, czym nie warto na dłuższą metę się zajmować.

Przeganianie Boga

M. Fiedor: Być może jest to przejawem pewnego charakteru wiary w naszym kraju, polskiego katolicyzmu, który wypiera ze swojej świadomości debatę publiczną na temat wiary. Sam oczywiście jestem kompletnym laikiem, jeżeli chodzi o te sprawy, mam tu zaledwie powierzchowną wiedzę. Widzę jednak, że na przykład w Niemczech udział laikatu w dyskusji publicznej jest niewspółmiernie większy. Sprawia to, jak mi si zdaje, że kwestia wiary jest bardziej związana z życiem, także z twórczością, która jest przecież tylko jednym ze sposobów realizowania się człowieka. Wiara, życie i sztuka to nie są osobne domeny. Dlatego wydaje mi się, że głęboko wierzący, rozpaleni swoją wiarą twórcy powinni nas atakować gorącymi przedstawieniami. A tak nie jest. Teologowie sięgają do tych reżyserów, którzy deklarują się jako agnostycy i tam — być może niekiedy nawet na siłę — próbują odnajdywać wątki teologiczne. Czasem mona w tym dostrzec nieco paternalistyczny stosunek do niewierzących, sam się z tym dość często spotykam — poklepują po ramieniu i mówią: tak, tak, to w gruncie rzeczy twoja trudna droga do Boga.

- Taka postawa może nie tylko budzić opór, ale po prostu denerwować.

M. Fiedor: Strasznie denerwuje. Przeświadczenie, że niewierzący reżyser, który boryka się ze sprawami Boga i wiary, niejako automatycznie nieświadomie tego Boga szuka, odbieram jako doprawienie gęby. Wydaje mi się też, że wtedy bardzo łatwo usunąć w cień, wypchnąć ze świadomości jakąkolwiek wątpliwość.

- To trochę jak próba rozbrajania miny, zanim się ją podłoży. Jak zareagowałby Pan, gdyby organizatorzy Rekolekcji Teatralnych zadali jakiemuś teologowi temat: Bóg w teatrze Marka Fiedora?

M. Fiedor: Nie jestem uprzedzony do samego podejmowania tematu, tylko do wyciągania zbyt prostych i pochopnych wniosków.

- Chociaż niektórzy teolodzy twierdzą, że Bóg nie musi chodzić do teatru z tej prostej przyczyny, że On tam nieustannie jest, ja chciałabym zapytać: czy w teatrze jest dzisiaj miejsce dla Boga?

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Teologia teatru

Katarzyna Jabłońska

Paweł Dobrowolski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?