Czytelnia
Dialog chrześcijańsko-żydowski
Bogactwo bliskości Boga Jedynego, Z ks. Waldemarem Chrostowskim rozmawia Ewa Jóźwiak, w: Dzieci Soboru zadają pytania, red. Zbigniew Nosowski, Warszawa 1996.
Jednak średniowieczne centralistyczne myślenie zmierzało w tym kierunku, że inaczej wierzących należało nawracać, bo tak rozumiano zadanie misyjne Kościoła.
Przypadki nawracań na siłę — rażąco nieludzkie i rażąco antychrześcijańskie — aczkolwiek bolesne, nie są na szczęście tak bardzo liczne. Kościół rozumiał, że nie wolno posuwać się do wszystkich środków w imię pozyskiwania ludzi dla chrześcijaństwa. Gdy dochodziło do nadużyć, nie zabrakło ich surowej krytyki wewnątrz Kościoła.
Nie chodzi mi o skrajne przypadki.
Musimy zwrócić uwagę na to, co odróżnia chrześcijaństwo od innych religii monoteistycznych: jest ono religią misyjną i nad tym faktem nie możemy przejść obojętnie. Czym innym jest judaizm, w którym pierwiastki religijny i etniczny są równie ważne i ściśle ze sobą związane. Podobnie islam, który nie jest zainteresowany pozyskiwaniem nie-Arabów, tak jak judaizm nie jest zainteresowany pozyskiwaniem nie-Żydów. Te dwie religie monoteistyczne są w jakimś sensie religiami szczepowymi. Chrześcijaństwo tego pierwiastka nie ma, jest religią uniwersalną w pełnym tego słowa znaczeniu. Z tym łączy się powinność, a nawet nakaz misyjny. Jeżeli był on przez ludzi Kościoła realizowany przemocą, z wrogością wobec innych, złamaniem ludzkich sumień — musimy uznać to za godne pożałowania i się od tego stanowczo odciąć.
A jak dziś patrzeć na misje w stosunku do wyznawców judaizmu?
Nie ma misji w stosunku do Żydów. Jest misja w stosunku do wszystkich ludzi. Żydzi nie są jakąś specjalną kategorią etniczną i religijną, którą trzeba za wszelką cenę z misyjnego punktu widzenia wyodrębniać. Problem nie polega też na tym, czy realizować nakaz misyjny, ale jak go realizować tak, by nie naruszać wolności i godności innych ludzi. Chrześcijańska misja wobec innych — a więc i wobec Żydów — nie polega na nawracaniu, lecz na wiarygodnym świadectwie chrześcijańskiego życia. Jest to bardziej wymowne i przyniesie większe sukcesy. Ale jest też znacznie trudniejsze. Musimy bowiem wymagać od siebie samych zdecydowanie większej wierności Ewangelii.
Skoro tak będziemy pojmowali nakaz misyjny, jak możemy być pewni rezultatów?
Nie od nas zależy, czy nasze świadectwo stanie się na tyle atrakcyjne, że znajdą się ludzie — Żydzi i nieżydzi, którzy postawią sobie pytanie o moc Ewangelii i jej wartość dla własnego życia. Zostawmy też miejsce Bogu i człowieczej wolności.
Szok zagłady
Czy Zagłada wpłynęła w jakiś sposób na stanowisko Kościoła wobec Żydów i judaizmu?
Wojna i Zagłada zrodziły nową chrześcijańską wrażliwość wobec Żydów i wszystkich dotkniętych okropnościami nazizmu. Szczególnie w Europie Wschodniej miliony ludzi — katolików i niekatolików — stwierdziły, że obok nich żyło przed wojną kilka milionów Żydów, a teraz ich nie ma. Powstała więc pustka nie tylko fizyczna, ale i duchowa, która zrodziła pytanie: jak to było możliwe, jak to mogło się stać?
Jednocześnie pojawiło się współczucie i życzliwość — zwyczajne ludzkie uczucia wobec ludzi, których się znało, z którymi na rozmaite sposoby było się związanym. Z tego dopiero wynikały dokumenty i oficjalne nauczanie Kościoła. Przyszły one jednak później, a czasami nawet za późno.
Więc nie są potrzebne?
Były i są nadal bardzo potrzebne, choćby z tego względu, że trzeba przypominać o tym, co się wydarzyło, aby uniknąć podobnych okropności w przyszłości. Ale nie mają one takiej wartości psychologicznej, jak spontaniczne reakcje z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych. Oficjalne struktury Kościoła spóźniły się z właściwym spożytkowaniem odruchów ludzkiej wrażliwości, jaka istniała po Szoah.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona