Czytelnia

Piotr Wojciechowski

Piotr Wojciechowski

Był Has, nie było nas...

Umarł jako profesor łódzkiej szkoły filmowej. Szkoła wspomagała go jak mogła w chorobie, jego wychowankowie — dziś uczący już w szkole — Sławek Kryński i Małgosia Burzyńska byli przy chorym od dawna, wytrwali do ostatka. Sztandar Szkoły strzegł jego trumny podczas Mszy pogrzebowej w łódzkim kościele pod wezwaniem św. Teresy, a potem pochylał się nad grobem na łódzkim cmentarzu Na Dołach. Na zmianę dzierżyli drzewce sztandaru włoski student Barnaba Bonati, i Polak, Tomek Skibicki. Obydwaj, jak i cała szóstka pocztu sztandarowego z drugiego roku reżyserii, wśród nich Koreańczyk Chang Yoon Lee. To oni powinni mieć — chyba w tych właśnie godzinach - zajęcia z Profesorem. Zamiast tego wysłuchali najpierw homilii, potem przemówień nad grobem, wysłuchali jak żegnają Wojciecha Jerzego Hasa Miasto i Ministerstwo, wysłuchali rektora Henryka Kluby, mówiącego w imieniu Szkoły i Gustwawa Holoubka, w imieniu aktorów hasowskich filmów. Obejrzeli ostatni spektakl Hasa, tłum stojący kręgiem wokół grobu, świat polskiego filmu, aktorów, reżyserów, pomagierów, producentów, tych geniuszy, pracusiów, artystów i kabotynów, poczciwców, cwaniaków i wykolejeńców, prawdziwe łzy i wystudiowane profile, te wszystkie żałobne a ozdobne kapoty i żakiety, okulary i fulary w korzystnym słońcu ciepłego październikowego popołudnia. Zobaczyli stojąc pod sztandarem i tę ostatnią barokową feerię wieńców, wstęg, wiązanek i światełek nad dębową solidną trumną posypaną łódzkiem piachem, nie krakowskim czarnoziemem.

W przeddzień pytali mnie ci sami studenci z drugiego reżyserii, kto zastąpi Hasa, czy są już jakieś przecieki z Dziekanatu. Nikt go nie zastąpi. Ktoś jednak musi prowadzić przedmiot „reżyseria filmu fabularnego”, bo taki jest program. No to jednak — zastąpi.

Dla uczelni artystycznej to nie jest byle co — profesor, który jest żywą legendą, mitem. Łódzka szkoła miała Hasa przez wiele lat - od 1974 roku. W 1990 wybrano go rektorem, wykorzystał swoją pozycję do stworzenia zespołu „Indeks” umożliwiającego młodym debiuty. Poza tym niemiłe mu było urzędowanie, wolał uczyć. Uczył bardzo po swojemu, z rezerwą do sztuczek wyobraźni, z przywiązaniem największej wagi do rzetelności rzemieślniczej, pracy, precyzji. Z bezwzględnym odrzucaniem złego smaku, chamstwa i cwaniactwa. Nie dawał swoich filmów na wzór, nie opowiadał o sobie. Uczył, że film jest ważny, bo bywa sztuką.

Nie wszyscy studenci znali jego filmy, nawet te najlepsze, klasyczne. Nie naśladowano więc Mistrza. A mimo to, w wielkiej różnorodności szkolnych filmików i ćwiczeń trwa od dziesiątków lat „rzecz hasowska”. W pracach Polaków, Skandynawów, Niemców, Francuzów, studentów z obydwu Ameryk powraca często jakiś rys formalny, jakaś aura nastroju. Ironiczna nostalgia, czy gorzki liryzm, rupieciarnia zmarnowanego piękna, labirynt czasu w labiryncie przedmiotów. Wychował pokolenia filmowców. Wydawało się nam, że jest w szkole od zawsze i na zawsze zostanie. Ćwiczenie drugoroczne — film fabularny bez dialogów, z dramaturgią opowiedzianą siłą obrazu, ćwiczenie wprowadzone i egzekwowane przez Hasa było i jest w konstrukcji procesu kształcenia reżysera momentem kluczowym, próbą prób.

1 2 3 następna strona

Piotr Wojciechowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?