Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski, Chciałbym być skrybą, WIĘŹ 2002 nr 1.

Ostatecznie bowiem trzeba pokornie wyznać: Tak naprawdę nic nie rozumiem, jest tylko ekstatyczny nasz taniec, drobin wielkiej całości. Śmierć jest ogromna i niezrozumiała. Między abstrakcją i zdziecinnieniem — bo tego miejsca szuka Miłosz — można wprawdzie powtarzać i porządkować akty sięgania po kryjomu, na oślep w zaczajony na nas mrok3, popełniane przez Mickiewicza, Swedenborga czy Böhmego, ale są to odpowiedzi wciąż nie dające żadnego pancerza przeciwko temu, co nas czeka. Tym pancerzem, słabym i wątpliwym, jest natomiast nadzieja, do której zdolni są (jedynie?) ludzie; nadzieja leżąca zresztą u źródła wszelkiego działania, racja i zasada kultury. Dziwnie spokrewniona z wdzięcznością, że jednak zaistnieliśmy, pomimo całego okrucieństwa tego świata. Symbolizowana w katolicyzmie przez Piękną Panią — nie przez Bóstwo wyniesione na złoto ołtarzy, ale przez zjawę z Fatimy i Lourdes, powracającą w indywidualnych objawieniach postać Orędowniczki, Pocieszycielki Strapionych, wokół której gromadzą się tłumy.

Zakończenie „Traktatu” przywodzi mi na myśl — choć porównuję tu nierównie słabszy poetycko tekst — „Hymny” Kasprowicza, które po fali buntu (zresztą jednoznacznie satanistycznego) przeobrażają się w pieśń „Salve Regina”, śpiewaną z ludem. Z tym samym ludem, który poecie ochrzczonemu w wiejskim kościele katolickiej parafii sprawiał trudności. Z tym samym, którego kilkadziesiąt linijek wyżej odsunąłem od naszej rozmowy o tobie i o mnie. Z tym samym, przeciw któremu buntuje się pycha człowieka myślącego. Człowiek myślący wraca między ludzi. Nie dlatego, że mają rację. Dlatego, że spaja nas wspólny los, byt ku śmierci.

Takiego traktatu młody człowiek nie napisze. Skryba nie ma już osiemnastu lat; zresztą, osiemnastoletniemu łatwiej było śpiewać maryjne pieśni w parafialnym kościele na warszawskiej Woli. Dziś bym chyba nie umiał. Rozumiem jednak, że w tym hymnie na cześć Najświętszej Panienki, którym kończy Miłosz swoje dzieło, jest ostateczna konsekwencja frazy Credo quia absurdum. Być może jedynego zdania, które warto będzie powtarzać stygnącymi wargami.

Jerzy Sosnowski

1 Cytuję z artykułu Sharon Begley: „Religia a mózg”, „Newsweek Polska” z 2 grudnia 2001 r.
2 Jan Kochanowski: „Tren I”
3 z wiersza Stanisława Barańczaka „Żeby w kwestii tej nocy była pełna jasność”

poprzednia strona 1 2 3

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?