Czytelnia

ks. Grzegorz Strzelczyk

ks. Grzegorz Strzelczyk

Chrystus dla współczesnych?

Adolphe Gesché: „Chrystus”, tłum. Agnieszka Kuryś, W drodze, Poznań 2005, s. 278.

Książka pisana z pasją, niepokojem, a czasem euforią odkrywania nowych ścieżek — tak chyba musiałbym opisać moje pierwsze wrażenia z lektury „Chrystusa” Adolphe'a Geséchgo. Nieczęsto zdarzają się dziś prace z zakresu chrystologii o podobnym poziomie emocjonalnej intensywności. Od razu nasuwają się skojarzenia z zaangażowaną chrystologią lat siedemdziesiątych (np. „Der gekreuzigte Gott” Jürgena Moltmanna). Ten sposób pisania jednak — to było wrażenie drugie — niekoniecznie sprzyja spokojnemu namysłowi: choć niewątpliwie wciąga czytelnika we współprzeżywanie intelektualnej przygody, niemniej jednocześnie może okazać się obietnicą bez pokrycia. A Gesché obietnice czytelnikowi składa, i to znaczące, z których wymienić na początku trzeba przynajmniej dwie: że ukaże drogę do usunięcia przeciwstawienia „Jezusa historii” i „Chrystusa wiary” oraz że poprzez ideę Deus capax hominis (Bóg otwarty na człowieka) odsłoni „zupełnie inne oblicze” Boga, przed którym to obliczem człowiek mógłby — jak pisze — „wreszcie [Go] uznać”.

Każdy z pięciu rozdziałów ma na tyle autonomiczny charakter, że w praktyce mógłby stanowić osobny artykuł (faktycznie część materiału została już wcześniej wydana osobno). Łączy je oczywiście zasadnicza tematyka chrystologiczna, ale także źródła inspiracji, czyli przede wszystkim współczesna myśl hermeneutyczna (Paul Ricoeur, Emmanuel Lévinas) oraz intencja — wielokrotnie wyrażana — zaproponowania albo interpretacji nowych, albo wyraźnie korygujących rozpowszechniony obraz Chrystusa.

Rozdział pierwszy, zatytułowany „Miejsce Chrystusa w wierze chrześcijańskiej”, ma charakter wprowadzająco-metodologiczny. Gesché twierdzi, że jedną ze słabości tradycyjnej chrystologii jest koncentrowanie się na Chrystusie jako takim — problemie Jego osoby i natur. Tymczasem należałoby w Nim widzieć głównie miejsce podwójnego objawienia, w Chrystusie najradykalniej bowiem odsłonił się Bóg oraz ujawnione zostało prawdziwe człowieczeństwo. Chrystologia powinna być zatem w pierwszym rzędzie teo-logią, a więc refleksją nad obrazem Boga ujawnionym przez i w Chrystusie, co — zdaniem Geschégo — ocaliłoby nas od wizji statycznego, niecierpiętliwego Boga metafizyki. Chrystologia powinna być jednakże także antropo-logią, co pomogłoby w takim postrzeganiu człowieka, które nie zapomina o organicznym charakterze jego związku z Bogiem.

W rozdziale drugim „Jezus historii a Chrystus wiary” autor podejmuje próbę spełnienia jednej spośród poważniejszych obietnic złożonych we „Wprowadzeniu”: zbudowania pomostu pomiędzy nierzadko przeciwstawianymi sobie: Jezusem historii (mówiąc najogólniej — takim, jaki historycznie rzeczywiście był) a Chrystusem wiary (takim, jaki się stał w przepowiadaniu i dogmacie chrześcijan już po Jego Zmartwychwstaniu). Usiłuje to uczynić, wprowadzając pomiędzy „tożsamość historyczną” i „tożsamość dogmatyczną” (terminy egzystujące ciągle w sterylnym rozdzieleniu) pojęcie „tożsamości narracyjnej”. Pojęcie to, oparte przede wszystkim na myśli Ricoeura, wyraża intuicję, według której prawdziwa tożsamość osoby nie jest nam dana nigdy bezpośrednio, a jedynie o tyle, o ile jest opowiedziana (narracja). Wiemy, kim Chrystus był/jest, ponieważ zostało nam to opowiedziane, zawarte w docierającym do nas tekście. Co więcej — teraz my sami zostajemy wciągnięci w proces re-narracji. Tożsamość narracyjna spina w jedno tożsamość historyczną i dogmatyczną, ustrzegając chrystologię z jednej strony przed nadmiernym dystansowaniem się od danych historycznych, z drugiej — przed kostnieniem dogmatu, którego nigdy — czytamy — nie należy obarczać zadaniem wyręczania nas w myśleniu.

1 2 3 4 następna strona

ks. Grzegorz Strzelczyk

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?