Czytelnia

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Chrześcijaństwo w poprzek, Z Maciejem Ziębą OP rozmawia Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2002 nr 11.

— Oczywiście rynek preferuje pewne cechy. Część z nich jest dobra, część zła. Papież widzi, nazywa i potępia utylitaryzm, pragmatyzm, wyłączne pragnienie zysku, wszystkie absolutyzacje mechanizmów wolnego rynku, wszelkie redukcjonizmy antropologiczne, które należą właśnie do dziedziny kultury. Zarazem rynek preferuje takie wartości, jak zaufanie, przedsiębiorczość, kreatywność, duch współpracy. Według ogromnego raportu Harvard School of Business dotyczącego gospodarki w latach dziewięćdziesiątych, najważniejszym źródłem rozwoju ekonomicznego większości firm w tym czasie było postawienie na ducha współpracy i na wartości etyczne. Możemy więc gospodarować w różny sposób.

Można zgodzić się z porównaniem Karłowicza: Z zyskiem jest podobnie jak z seksem: nie trzeba do niego namawiać. Trzeba bowiem dostrzec, że erotyka jest dana od Pana Boga do użycia jako wyraz miłości, natomiast niezwykle łatwo — szczególnie w naszych czasach, ale nie tylko — może być używana jako produkt wybujałego egoizmu. Z tego powodu w Kościele przez wieki często odpowiadano na zagrożenie złego użycia seksualności lękiem oraz postawą pełną rygoryzmu i podejrzliwości. Karol Wojtyła od dawna, od Miłości i odpowiedzialności”, pokazywał, że to jest zła postawa. Trzeba widzieć niebezpieczeństwo hipererotyzmu naszego czasu, panseksualizmu, trzeba widzieć krzywdę i nędzę ludzką — duchową i materialną, która za tym się kryje, a zarazem z tego nie będzie wynikało, że seks jest złem.

Zgadzam się z Karłowiczem, że chrześcijanin ma wiele realnych problemów. Autor „Więzi” nie przesadza w tym, że życie chrześcijanina jest trudne, zwłaszcza w otoczeniu niechrześcijańskim. Nigdzie jednak nie jest powiedziane, że ma ono być łatwe. Powtarzam często: jeżeli prawdą jest, że pierwszy milion trzeba ukraść, to znaczy, że chrześcijanin nie może mieć pierwszego miliona. Ale oczywiście to nie jest prawdą, tylko wygodną półprawdą czy ćwierćprawdą, żeby uśmierzyć w sobie skrupuły — tu się zgadzam z Karłowiczem.

Natomiast nie widzę tych „teologów sukcesu”, o których on pisze. Ja uczę, że ani doczesny, światowy sukces, ani porażka nie są kategoriami ewangelicznymi — chrześcijanie muszą iść w poprzek: Moje drogi nie są drogami waszymi. Nie mamy też bać się sukcesu. Chrześcijaninowi niczego nie ujmuje, jeśli jest uczciwym, dobrym maklerem — źle jest być maklerem nieuczciwym. Uczciwy przedsiębiorca musi czasem zapłacić cenę, ponieść straty, ale za to będzie bliżej Chrystusa, a czasami okaże się, że odniesie sukces właśnie dzięki temu, że jest uczciwy i ludzie mu ufają. Trzeba uczyć, że nie mamy być niewolnikami, mamy mieć wolne serce i to rzeczywiście jest bardzo trudne w kulturze sukcesu. Chrześcijaństwo jest trudne, ale za to jest piękne. Tandeta jest łatwa — to też jest oczywistość, którą trzeba ciągle powtarzać. Natomiast „teologia sukcesu”, jeśli takowa istnieje, to po prostu jest bezbożność.

— Etyka biznesu jest mądrą i słuszną odpowiedzią na dość powszechne przeświadczenie, że na rynku preferowany jest wyłącznie spryt, cwaniactwo, rozpychanie się łokciami, niszczenie innych. Natomiast ta etyka jest dla wielu — choć z pewnością nie dla wszystkich — gadżetem, który dobrze jest umieścić w materiałach promocyjnych, natomiast ona niestety często kończy się w chwili, gdy wchodzi w konflikt z bieżącym interesem. Pisano kiedyś o pewnej firmie produkującej bodajże jogurty, która ogłosiła, że w przypadku skarg konsumentów podda się orzeczeniom sądów polubownych. A kiedy pojawiła się pierwsza skarga, firma oświadczyła, że sądy polubowne nie są obowiązkowe i ona się takiemu orzeczeniu nie podporządkuje.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?