Czytelnia

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Chrześcijaństwo w poprzek, Z Maciejem Ziębą OP rozmawia Tomasz Wiścicki, WIĘŹ 2002 nr 11.

— Teraz może najwyżej są większe pokusy.

— Teraz można szybciej, więcej. Dawniej chłop wiedział, że nie jest w stanie imitować zachcianek pana, wiedział, że to jest poza jego horyzontem, a teraz to jest w jego zasięgu. Kultura umasowiła więc również te zjawiska.

— To, co mówi Ojciec, jest mimo wszystko optymistyczne.

— Ale jest optymistyczne głównie dlatego, że Chrystus zmartwychwstał. Ale ten Fakt jedynie apeluje do naszej wolności, my możemy z nim robić różne rzeczy.

— Na przykład godzić się za złem lub nie. Swego rodzaju popularną teologię sukcesu dostrzegam w zbyt łatwym pogodzeniu się z ludzką krzywdą, na przykład bezrobociem. Owszem, „ubogich zawsze mieć będziecie” i zapewne bezrobotnych też zawsze mieć będziemy, ale często w ślad za tym idzie stwierdzenie, że trzeba się z tym pogodzić, że to są na przykład „nieuniknione koszty transformacji”.

— Z jednej strony musimy być realistami, z drugiej — musimy nie zgadzać się na rzeczy złe. W encyklice „Quadragesimo anno” z roku 1931 czytamy: „Albowiem, chociaż życie gospodarcze i moralność rządzą się swoimi prawami, błędem jest twierdzić, że porządek gospodarczy i moralny tak są od siebie oddzielone i tak sobie obce, iż pierwszy zupełnie nie zależy od drugiego”.

Trzeba dostrzec, że bezrobocie jest nieuchronną pochodną żywotności i rozwoju gospodarki. Jeden z mych współbraci, staruszek, twierdzi, że Polska upada gospodarczo, bo coraz mniej koni widzi na drogach. Ja mówię, że to jest etap przejściowy — gdy osiągniemy dobrobyt, konie się znowu pojawią, ale nie możemy przecież utrzymywać kowalstwa na przedwojennym poziomie... Kiedyś było tak, że dziadek pracował przy produkcji Stara, potem to przeszło na syna, a wnuk już się uczył w zawodówce i nagle przyszedł Balcerowicz, bezrobocie i tragedia. Zgódźmy się, że produkowanie samochodu ciężarowego przez dziesięciolecia — przestarzałego, szkodliwego dla środowiska, kosztownego w eksploatacji — to jest bezsens.

A więc jakieś bezrobocie jest nieuchronne. Ale niedopuszczalne jest mówienie, że są to po prostu „koszta transformacji” — na to zwrócił uwagę Papież. Mówimy o żywych ludziach, którzy nigdy nie są „kosztem”. Już tak jest, że jedni umieją radzić sobie w życiu lepiej, a inni gorzej — to nie jest jednak miarą człowieczeństwa, i to trzeba ciągle podkreślać. Bezrobotni to ludzie poszkodowani przez transformację, którym musimy nieść różnorodną, mądrą pomoc. Fatalną metodą było dawanie ogromnych pieniędzy górnikom, którzy za nie kupowali samochody albo zużywali na konsumpcję i po chwili nie mieli niczego, a teraz się na czarno zatrudniają w strasznych warunkach w kopalniach, bo niczego innego nie umieją. Trzeba było koniecznie zaproponować im przekwalifikowanie, edukację, a nie dać pieniądze na „koszty transformacji” i zwolnić ludzi, żeby obniżyć koszta. Wiadomo, że utrzymanie tych kopalń jest też absurdem kosztownym dla nas wszystkich, szkodliwym dla środowiska, bez przyszłości. Trzeba więc po pierwsze umieć dostrzec ludzi w procesie transformacji, po drugie — uruchomić ich energię.

Dla nas, dla Kościoła, to jest też problem pastoralny. Trochę za późno zaczęliśmy to odkrywać, ale odkrywamy — mam nadzieję — coraz bardziej, jakie to jest ogromne wyzwanie dla całego Kościoła, dla każdej parafii. Bezrobocie jest po części problemem ekonomicznym, ale znacznie bardziej — psychicznym i duchowym. Widać, ile jest rozwodów, pęknięć w rodzinach bezrobotnych. Trzeba więc dotrzeć do tych ludzi, być przy nich, dodać im nadziei. Człowiek, który ma nadzieję, znacznie też częściej znajduje pracę. Ktoś, kto nadziei nie ma, zamyka się, niszczy swoje życie i życie ludzi wokół. Nieraz wystarczy, żeby sąsiedzi zajrzeli po prostu do niego w ramach samopomocy psychicznej”, żeby znaleźć dla niego trochę czasu, wyciągnąć go na spacer. To może brzmi naiwnie, ale to naprawdę są ważne rzeczy. Bezrobotni to przecież żywi, konkretni ludzie.

Rezonans miłosierdzia

Czekam na echo, na rezonans papieskiej pielgrzymki. Papież mówił nam, że mechanizmy społeczne trzeba poprawiać, usprawniać, kontrolować etyczne, ale trzeba je przede wszystkim przekraczać. Logika ekwiwalencji, która obowiązuje na rynku, jest konieczna jako podstawa, konieczny warunek istnienia rozsądnego społeczeństwa. Ale ta podstawa to za mało dla stworzenia ludzkiego świata. Jeżeli się uzna, że ta logika wystarczy, świat będzie nieludzki. Trzeba umieć ją nasycić logiką daru, miłości, solidarności. Musimy jako społeczeństwo, każdy z nas, podjąć wysiłek troski, pamiętania o słabszych, widzenia ich — każdy na swoją miarę: harcerze inaczej, księża inaczej, nauczyciele inaczej, maklerzy inaczej. Lekarz nie może podchodzić do pacjentów tylko w sposób rynkowy, choć nie może też ich leczyć w oderwaniu od rynkowych realiów.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?