Czytelnia

Ciało

Poniższy tekst jest jedną z odpowiedzi w ankiecie pt. Żywot człowieka szczęśliwego, w której szukaliśmy odpowiedzi na pytanie „Czym jest szczęście?”.

Piotr Pawłowski

Na swoim miejscu

Niejednokrotnie zdarzało mi się przekonywać przyjaciół, którzy ubolewali nad moim wypadkiem, że płyną z niego również pewne konkretne korzyści. Choćby to, że gdyby się nie wydarzył, byłbym zapewne mechanikiem samochodowym — złamałem kręgosłup, kiedy zdałem do drugiej klasy technikum samochodowego. Niczego nie umniejszając mechanikom samochodowym, dzisiaj z perspektywy czasu widzę, jak wielu niezwykłych i pięknych rzeczy mogłem doświadczyć, ilu wspaniałych ludzi spotkać, ile udało mi się osiągnąć — właśnie mnie, człowiekowi, który jest niemal całkowicie sparaliżowany i nie może funkcjonować samodzielnie. Wypadek spowodował więc, że moje życie jest zdecydowanie ciekawsze niż to, jakie wiódłbym zapewne w warsztacie samochodowym.

Nie zamierzam tu jednak uprawiać jakiejś radosnej twórczości i twierdzić, że złamanie kręgosłupa to wydarzenie szczęśliwe. To był koniec mojego świata i daleki byłem od deklaracji: no dobrze, teraz będę jeździł na wózku i też będzie OK. Oczywiście, że się buntowałem i pytałem: dlaczego właśnie mnie musiało to spotkać, dlaczego ten skok do wody musiał się tak fatalnie skończyć?! Kiedy złamałem kręgosłup, miałem szesnaście lat i byłem zupełnie inną osobą, niż jestem dzisiaj. Potrzebowałem czasu, żeby wydobyć się z buntu, podźwignąć z rozpaczy. Musiałem nauczyć się akceptacji, musiałem do niej dorosnąć, wypracować ją. Bardzo pomogli mi na tej drodze moi bliscy — rodzice, przyjaciele, a także wiara — zaufanie Bogu.

Dziś jestem wdzięczny za wiarę w nowy początek i za ludzi, którzy pomagali mi nie pogrążyć się w tym, czego nie mogę i dopingowali do szukania tego, co jest dla mnie — człowieka, którego ciało jest niesprawne — dostępne. Mogłem zafiksować się na marzeniu, że jeszcze kiedyś wyjdę na boisko i będę grał w moją ukochaną koszykówkę — przed wypadkiem namiętnie ją trenowałem. Gdybym jednak zatrzymał się na tych marzeniach, dwadzieścia sześć lat swojego życia spędziłbym w domu, zadręczając najprawdopodobniej siebie, rodzinę, Boga, dlaczego nie nadchodzi ten szczęśliwy moment, dlaczego ja ciągle nie mogę chodzić. Moim życiowym credo stała się zasada: wiem, co mogę i godzę się z tym, czego nie mogę.

Akceptacja swojego losu sprawiła, że pomimo niesprawności mogę robić mnóstwo różnych rzeczy, mogę realizować swoje pasje. Największą z nich jest działanie na rzecz niepełnosprawnych — zabieganie o stwarzanie ludziom takim jak ja szans do jak najnormalniejszego życia. Temu służy Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji, które jest największą w Polsce platformą informacyjną, zajmującą się problemami niepełnosprawnych. Czuję wielką satysfakcję, że mam swój udział w tym dziele.

1 2 następna strona

Ciało

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?