Czytelnia

bp Andrzej Czaja

ks. Andrzej Czaja, Czy Kościół traci na wyznaniu swoich grzechów? , WIĘŹ 2007 nr 7.

Nie ulega wątpliwości, że dolegliwości niewiary i trwania w grzechu uleczyć może tylko sam Bóg. Stan człowieka w takiej sytuacji oznacza upływ Bożego życia i dobrze go ilustruje sytuacja kobiety cierpiącej na krwotok (Mk 5,25-34). Podobnie jak w jej przypadku człowiekowi grzesznemu nie są w stanie pomóc żadni kościelni znachorzy ani jakiś program odnowy. Trzeba podejść do Chrystusa, tak blisko, by Go dotknąć i by wyszła zeń uzdrawiająca moc. To wymaga nawrócenia, czyli radykalnej zmiany myśli – że nasze zdrowie nie w ludzkich wysiłkach i projektach, lecz w Bogu. Wyłącznie dzięki Niemu możemy się znów stać tym, kim jesteśmy od dnia chrztu. A od czego zacząć? Jezus wymógł wręcz na niewieście – pytając: Kto dotknął mojego płaszcza? – że podeszła i wyjawiła mu całą prawdę. Stanął też w prawdzie Izajasz: Jestem mężem o nieczystych wargach (Iz 6,5), a Bóg go uzdrowił. I stanął w prawdzie Szymon: Odejdź Panie, bo jestem człowiek grzeszny, a Jezus nadał nową wartość jego życiu, głębszy sens: Odtąd ludzi będziesz łowił. Tak okazuje się, że Jezus uzdrawia i uświęca po tym, jak człowiek staje przed Nim w prawdzie.

Ważne jest przy tym Chrystusowe wskazanie: Nie bój się! (Łk 5,8.10). Pośrednio Chrystus podpowiada to, czego bardzo potrzeba, a na co tak trudno się zdobyć – zawierzenie Bogu! Gdy tego zaufania brakowało w życiu Piotra, jakże trudno przyszło wyznanie winy, a gdy zaufanie zagościło w sercu, o ile łatwiej było wyznać miłość nad Morzem Tyberiadzkim. Okazuje się, że w życiu Chrystusowego ucznia trzeba zawsze zawierzenia Bogu. Zabrakło go już w raju i to był początek nieszczęścia. Trzeba zawierzyć Bogu, żeby umieć stanąć przed Nim w prawdzie, zarówno wyznając winę, jak i wyznając miłość. Wydaje się, że właśnie to miał na myśli papież Jan Paweł II, apelując do Kościoła w Europie, aby zachowywał pewność, że Pan jest zawsze obecny i działa w nim i w historii ludzkości, mimo iż może się nieraz wydawać, że śpi i pozostawia swą łódź na pastwę mocy wzburzonych fal (por. „Ecclesia in Europa” 27).

Zatem podsumowując, chrześcijanin traci, gdy nie praktykuje życia z Bogiem, gdy nie zachowuje i nie rozwija tego życia. Wtedy traci także cały Kościół – dynamikę życia Bożego w sobie – a przez to traci i na wartości, i na wiarygodności. Bywa wręcz zgorszeniem, a to poważnie zagraża realizacji jego zbawczej misji w świecie, jak w przypadku trwającego od wieków braku widzialnej jedności Kościoła. Analogicznie jak sprawa jedności chrześcijan, wszystkie tego typu sytuacje, publiczne zgorszenia, powinny nas popychać do szukania uzdrowienia w Chrystusie i Jego Ewangelii.

Nie trwać w grzechu, to za mało...

W poszerzonej nieco perspektywie początkowa diagnoza – Kościół nie traci, gdy wyznaje grzech, lecz kiedy trwa w grzechu – nie zmienia się, ale brzmi pełniej. Okazało się, że trzeba mieć na uwadze zarówno grzech przekroczenia prawa Bożego, Chrystusowej Ewangelii, jak i grzech zaniedbania w przyjmowaniu Chrystusa i Jego darów.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

bp Andrzej Czaja

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?