Czytelnia

Liturgia

ks. Andrzej Draguła

Ks. Andrzej Draguła

Między misterium a nudą
Czy liturgia powinna być atrakcyjna?

Zaproponowane sformułowanie tematu nie pozostawia, moim zdaniem, wątpliwości co do odpowiedzi. Pojęcia „misterium” i „nuda” zostały tutaj potraktowane granicznie i przeciwstawnie, rozumieć bowiem należy, że misterium wyklucza nudę. To co nudne przestaje być misteryjne, ale co to właściwie znaczy misteryjne? Jeśli przyjmiemy najprostszą definicję, że misterium to tajemnica, trzeba logicznie stwierdzić, iż to co nudne, to także niemisteryjne, nietajemnicze. A jak się ma tajemniczość do atrakcyjności? Jeśli atrakcyjne to tyle co nęcące, pociągające, interesujące, to atrakcyjność jest niewątpliwie zaprzeczeniem nudy, a tym samym blisko jej do tajemniczości. Misterium ze swej natury jest pociągające, tak jak pociągające jest to, co atrakcyjne.

Tutaj właśnie rodzi się problem. Atrakcyjność bowiem w języku polskim kojarzy się z fajerwerkami, z czymś sztucznie dodanym do jakiegoś wydarzenia, pomysłu; czymś, co często nie wynika z samej istoty rzeczy, co więcej – co ma wzbogacić coś, co ze swej natury jest nieciekawe, nudne, nieinteresujące i niepociągające, stąd potrzeba uatrakcyjnienia. Czy o taką atrakcję, atrakcyjność i uatrakcyjnienie chodzić ma w liturgii? Czyżby sama w sobie była nudna i trzeba ją byłoby uatrakcyjnić?

Pytanie o istotę liturgii

Czym jest liturgia? Przede wszystkim trzeba stwierdzić, iż liturgia nie jest czynnością ludzką. Kard. Joseph Ratzinger przypomina, iż liturgia nie jest czymś, co „się robi” – jest raczej czymś zastanym. Jest wstąpieniem w odwiecznie dokonującą się liturgię niebios. Liturgia ziemska jest liturgią wyłącznie dlatego, że włącza się w to, co już się dzieje i co ją przewyższa1. Można więc powiedzieć, iż liturgia nie dzieje się na sposób pierwotny, tzn. pierwszy „tu”, ale „tam”, jest bowiem dziełem Chrystusa, a naszym o tyle, o ile jesteśmy Jego Ciałem, czyli Kościołem (KL 7, por. KKK 1070). Tylko wtedy liturgia, czyli służba pełniona przez lud na rzecz ludu (grec. leiturgia), jest rzeczywiście liturgią, tzn. uczestnictwem w „dziele Bożym” (por. KKK 1069). Liturgia zakłada – kontynuuje kard. Ratzinger – rozwarte niebo; jeśli tylko takowe jest, liturgia w ogóle istnieje. Jeśli niebo nie jest otwarte, to, co było liturgią, karleje do funkcji widowiska z rozdzielonymi rolami, staje się ostatecznie błahym poszukiwaniem wspólnotowego samopotwierdzenia, w którym w gruncie rzeczy nic się nie dzieje. […] Liturgia jest dziełem Bożym, albo w ogóle jej nie ma – konkluduje obecny papież2.

Trudno nie postawić sobie teraz pytania, na ile tak ostro sformułowane określenie liturgii zezwala na jakąkolwiek ingerencję w jej kształt oraz – w jaki sposób i kto winien owej ingerencji dokonywać? Liturgia rozumiana jako opus Dei (dzieło Boże) wyraża się przecież w swym fenomenologicznym przejawie jako opera hominum (dzieła, czynności ludzkie). Jakie przyjąć kryteria, by owe opera hominum dokonujące się tu i teraz wyrażały wiecznie dziejące się „tam” opus Dei? Tego, co dokonuje się w liturgii, nie określa ani kapłan, ani wspólnota wiernych. Kard. Ratzinger pisał, iż w liturgii nikt nie jest jej pierwszym i jedynym twórcą, dla każdego jest ona uczestnictwem w czymś większym, co go przekracza, ale każdy jest wskutek tego osobą działającą, właśnie dlatego, że jest osobą przyjmującą. Liturgia jest odpowiedzią na inicjatywę pochodzącą z góry, na wezwanie i na akt miłości, który jest tajemnicą3. Dodajmy, że wezwanie Boga i ludzka odpowiedź dokonują się w liturgii za pośrednictwem ziemskich, ludzkich znaków. I tu nieuchronnie dochodzimy do pytania, w jaki sposób winno się to dokonać, za pomocą jakich gestów, słów i symboli.

Między starym a nowym

1 2 3 4 5 następna strona

Liturgia

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?