Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Czy przestajemy czytać?, Dyskutują: Jan Gondowicz, Andrzej Mencwel, Jerzy Sosnowski, WIĘŹ 2004 nr 11.

J. Sosnowski: Przeciwstawienie „egzegeza kontra skanowanie” jest bardzo efektowne. Istnieje zapewne taka tendencja w sposobie lektury, tyle że obejmuje ona również ludzi, którzy byli wychowani jeszcze w czasach, kiedy o skanowaniu nikomu się nie śniło. Nie tak dawno znajoma powiedziała mi, że w dwie godziny przeczytała nową książkę Olgi Tokarczuk. Kiedy się zdziwiłem, dodała: „No, niektóre fragmenty opuszczałam”...

W ten sposób można czytać poradniki, encyklopedie, słowniki, także „Słownik chazarski”. Natomiast tradycyjną fabułę w ten sposób się dekonstruuje. Fabuły nie da się skanować, bo się ją niszczy.

— Ale można próbować skonstruować taką fabułę, którą da się skanować. Wysiłki w tym kierunku trwają.

J. Sosnowski: Trwają, ale nie można powiedzieć, by prowadziły do nadzwyczajnych sukcesów. Tymczasem szalenie ważnym składnikiem sytuacji mentalnej społeczeństwa jest istnienie pewnych mitów, a zatem — fabuł. Stąd — mimo że sam właśnie piszę książkę będącą zbiorem esejów — wbrew entuzjastom eseistyki upieram się, że esej nie jest w stanie zastąpić powieści w funkcji opowiadania jeszcze raz mitów. Jeśli coś jest dla niej konkurencją, to już raczej film. W związku z tym myślę, że tradycyjny sposób lektury, przynajmniej książek fabularnych, jednak pozostanie. Tymczasem — sfrustrowani, że przedmiotem tej lektury nie jest „Czarodziejska góra”, tylko „Kod Leonarda da Vinci” —obrażamy się i mówimy, że jakiś spisek niszczy zdrową tkankę społeczeństwa. Mimo że — mówiąc najoględniej — nie jestem miłośnikiem tej ostatniej książki, bardzo ważnym faktem kulturowym jest to, że w kilkunastu krajach świata osiągnęła ona w sumie milionowe nakłady. W tym kontekście pytanie, czy ludzie mniej czytają, jest trochę groteskowe. Nie czytają mniej, czytają co innego. To inny powód do trosk.

A. Mencwel: Rysując opozycję egzegeza-skanowanie nie opowiadałem się po żadnej stronie. Twierdzę tylko, że nasza problematyka rozgrywa się między tymi biegunami. Nie twierdzę też, że czytanie egzegetyczne musi zniknąć. Jego ostoją są uniwersytety — jeżeli dopuszczą one do tego, że taki sposób czytania tam zniknie, to wtedy rzeczywiście zniknie w ogóle. Ale wtedy i uniwersytety nie będą potrzebne. Jestem przekonany, że do tego nie dojdzie.

Rzeczywistym problemem nie jest moim zdaniem to, że ludzie, zwłaszcza młodzi, mniej dziś czytają, bo tego nie daje się dobrze dowieść. Zmienia się natomiast typ kontaktu z tekstem. Ta zmiana jest bardzo dramatyczna dla tych, którzy są przywiązani do starego wzorca. Nie ma to żadnych politycznych wyjaśnień. Wpisuje się to w sytuację głębokiej zmiany kulturowej, co najmniej na skalę rewolucji druku. Konsekwencją rewolucji druku było na przykład powstanie języków ogólnonarodowych. W XV wieku nie istniała żadna ogólna polszczyzna.

J. Sosnowski: Panie profesorze, wszyscy tu kończyliśmy polonistykę...

A. Mencwel: Językoznawcy dopiero teraz przyznają, że powstanie języków ogólnonarodowych było konsekwencją pewnego typu układu komunikacyjnego, a nie produktem specjalistów od poprawności. O tej obecnej głębokiej mutacji kulturowej będziemy dyskutować przez najbliższe kilkadziesiąt lat. Polega ona nie tylko na tym, że zmienia się sposób czytania. Zmienia się miejsce w kulturze książki, która jest synonimem tego modelowego sposobu czytania. Zmienia się miejsce tekstu w naukach humanistycznych. Zmienia się miejsce czytania w całej kulturze, która w o wiele większym stopniu jest kulturą oglądania niż czytania. Czytanie przestało być wzorotwórcze, co jest zresztą kolejnym źródłem frustracji dla inteligentów. W XIX wieku czytanie stanowiło paradygmat kulturalny, inne zachowania były do niego odnoszone. To wszystko jest nieuniknione — żadne narzekania nas przed tym nie obronią.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?