Czytelnia

Andrzej Friszke

Czy w Polsce możliwe jest pojednanie? , Dyskutują: Mirosław Czech, Bronisław Komorowski, Zbigniew Romaszewski, Zbigniew Siemiątkowski, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Andrzej Friszke, WIĘŹ 2000 nr 4.

Rzeczywiście istnieje ryzyko, że dzisiaj republika kolesiów” będzie niszczyła autorytet obozu solidarnościowego, ale czy stara zasada, jeszcze z PZPR, że my to nie sitwa, tylko kolektyw — nie będzie niszczyła SLD? Dzisiaj żadne ugrupowanie polityczne nie znalazło sposobu, aby się przed takim stylem sprawowania władzy ustrzec. We wszystkich formacjach są ludzie, którym zależy na tym, żeby utrzymać czystość polityki — także w wymiarze jej powiązań z gospodarką — ale ciągle są zbyt słabi. Jeśli tego problemu nie rozwiążemy, to w istocie wystosujemy zaproszenie dla „trzeciej siły” w Polsce. I wtedy możemy podjąć dyskusję, czy podstawowym polem współpracy nie jest przypadkiem zatrzymanie Leppera lub kogoś podobnego, wyniesionego przez elektorat ludzi odrzuconych.

Kwestia pojednania łączy się z pojęciem dialogu, który zakłada zdolność nie tylko do rozmowy z przeciwnikiem politycznym, ale także wczuwania się w jego uwrażliwienia i wychodzenie mu naprzeciw. W naszym życiu politycznym generalnie różnice programowe pomiędzy ugrupowaniami są słabo definiowalne, w związku z czym dialog nie może się toczyć. Jeżeli nie mówimy o różnicach ideowych, to nie ma miejsca na dialog: mówi się o interesach, odbywa się targ. Samorządy są tego kolejnym świadectwem tam najczęściej nie chodzi ani o koncepcje rozwoju, ani o merytoryczne spory dotyczące podziału funduszy, lecz o gry establishmentu. Właściwie nie wiadomo, co na to poradzić. Wynika to chyba z niedostatku w naszym życiu politycznym debat o charakterze ideowym, sporu o wartości. Debata o PRL jest częścią tego sporu, którego nie ma funkcjonują tylko klisze ideologiczne. Każdego z nas ukształtowały nasze doświadczenia, ale stopniowo powinno przybywać więcej punktów otwarcia się na siebie. To jest niemożliwe bez dialogu, bez poważnej debaty o przeszłości.

B. K.: Jeszcze dosłownie rok temu jednym z powszechnie formułowanych zarzutów pod adresem polskiej myśli politycznej było jej nadmierne uwikłanie w historię. To był koronny argument środowisk SLD... Powraca stara prawda, że jeśli chce się wiedzieć, dokąd się biegnie, to trzeba widzieć, skąd się przybywa. To jest także pytanie o stosunek SLD do Instytutu Pamięci Narodowej, który powinien być miejscem takiej debaty.

Z. R.: W pewnym momencie wyparował z naszej najnowszej historii okres pierwszej „Solidarności” i stanu wojennego. Dla przeciętnego dwudziestolatka jest on równie, a może nawet bardziej egzotyczny niż lata Powstania Listopadowego. SLD nie ponosi za to szczególnej odpowiedzialności — ponoszą ja przede wszystkim środowiska postsolidarnościowe, które nie były w stanie tej historii pokazać i nawet nie były tym zainteresowane. Między innymi dlatego możliwe jest dzisiaj, że ten sam pierwszy sekretarz, który wyrzucał ludzi z zakładu za to, że byli członkami „Solidarności”, teraz wyrzuca ich z tego zakładu po raz drugi jako właściciel. Przewodniczącemu komisji zakładowej w olsztyńskim „Stomilu”, który przepracował tam 25 lat, odmawia się sprzedaży akcji firmy, ponieważ 13 grudnia 1981 roku został dyscyplinarnie zwolniony z pracy... U ludzi, którzy niegdyś dla wolnej Polski wiele ryzykowali, budzi to głęboką frustrację, a w młodym pokoleniu po prostu rodzi cynizm.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?