Czytelnia

Andrzej Friszke

Czy w Polsce możliwe jest pojednanie? , Dyskutują: Mirosław Czech, Bronisław Komorowski, Zbigniew Romaszewski, Zbigniew Siemiątkowski, Agnieszka Magdziak-Miszewska, Andrzej Friszke, WIĘŹ 2000 nr 4.

B. K.: Powróćmy jednak do pojęcia kompromisu politycznego — istotne wydaje mi się ustalenie granic obszaru, którego powinien on dotyczyć: sfery, w której daleko idąca zbieżność jest pożądana czy konieczna, i tych sfer, gdzie nie powinno się jej szukać. Konia z rzędem temu, kto potrafi wskazać zasadnicze różnice między programami gospodarczymi i społecznymi demokratów i republikanów w Stanach Zjednoczonych. Ale czy próba przeniesienia tego modelu na nasz grunt będzie służyła Polsce, czy przystaje do naszych doświadczeń, do naszej mentalności? Wydaje mi się, że nie. Próba uprawiania polityki z założeniem, że i tak wyjdzie na nasze, niezależnie od tego, czy będzie rządziła lewica, czy prawica, wydaje mi się w warunkach polskich niemożliwa i szkodliwa. Taki stosunek do polityki stoi w jaskrawej sprzeczności z polskim doświadczeniem.

Zresztą w Polsce już widać zasadniczą zmianę także w podejściu do problemu pojednania i wybaczenia — wykształciła się bowiem umiejętność współdziałania bez wybaczenia, czy ponad wybaczeniem. W roku 1989 czy 1990 każdy pomysł pojednania, rozumianego wtedy jako możliwość kompromisu i współdziałania, był odbierany jako pomysł pojednania tyłka z batem. Myśleliśmy wówczas: oni nas bili, a my się mamy teraz z nimi fraternizować. Dzisiaj już nikt nie twierdzi, że nie wolno się fraternizować w wymiarze politycznym. Ale zacieranie różnic w odczytywaniu przeszłości jest czymś absolutnie nie do zaakceptowania, jest niepotrzebne, a nawet więcej — szkodliwe z punktu widzenia rozwoju demokracji, samowiedzy społecznej, a także z punktu widzenia interesów politycznych. Ewa Milewicz napisała elegancko, że „SLD jest partią, której nie wszystko wolno”. Powiedziałbym więcej: SLD stał się jedyną realnie istniejąca formacją lewicową w Polsce, co oznacza, że polska lewica długo jeszcze będzie dźwigać garb przeszłości. Pytam więc, czy w imię ładnych gestów — wybaczania i proszenia o wybaczenie — warto lewicy pomagać w pozbywaniu się tego garbu? W moim przekonaniu — nie warto. To jest problem lewicy, żeby ten garb przeszłości dźwigać z jakąś tam dumą, ku uciesze części prawicy. Natomiast w sprawach rzeczywiście istotnych dla kraju porozumienie i współdziałanie jest możliwe. Upływ czasu także wiele zmienia. Sojusz SLD i UW w samorządzie warszawskim po roku 1994 wywoływał zgorszenie — także moje. To było działanie rozbijające jedność obozu solidarnościowego. Złapałem się na tym, ze kiedy pan poseł Siemiątkowski mówił o potrzebie pojednania obozu solidarnościowego, w pierwszej chwili się żachnąłem, ponieważ dla mnie ten obóz stanowi jedność — nie polityczną, ale moralną i emocjonalną. Dopiero to, co pan poseł mówił, uzmysłowiło mi, że rzeczywiście być może trzeba szukać tej jedności na prawicy polskiej czy w obozie wywodzącym się z „Solidarności”. Natomiast z przeciwnikiem politycznym należy współpracować, ale nie można zamazywać różnic.

M. C.: Pan poseł Komorowski powiedział, że nie trzeba zacierać różnic w kontekście historycznym, bo są one budujące i potrzebne. Mnie się wydaje, że jednak konieczne jest ustanowienie wspólnego minimum wartości, na którym powinno być oparte państwo i polska demokracja. Nie chodzi o zacieranie różnic, lecz o minimum aksjologiczne, ponieważ może się okazać, że zgadzamy się w kwestiach technicznych, ale musimy pisać różne podręczniki historii.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?