Czytelnia

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Dobro dzieci to dobro Kościoła, WIĘŹ 2001 nr 8.

Abp Michalik zareagował zatem tak, jakby cała sprawa była wyssanym z palca pomówieniem, a jej prowokacyjny i oszczerczy charakter był oczywisty i nie ulegający wątpliwości. Tymczasem wcale tak nie jest. Zarzuty, stawiane proboszczowi z Tylawy, są na tyle poważne i na tyle udokumentowane, że nie wystarczy przesądzać publicznie sprawy powołaniem się — w oświadczeniu, złożonym Katolickiej Agencji Informacyjnej przez sekretarza arcybiskupa, ks. Witolda Ostafińskiego — na rozmowę ordynariusza diecezji z samym oskarżonym oraz na opinię jego bezpośredniego zwierzchnika, księdza dziekana z Dukli. Sprawa pozostaje otwarta nawet mimo takich faktów, jak odcięcie się od działań brata Michała ze strony prowincjała zakonu augustianów oraz list, wystosowany w obronie proboszcza przez 284 parafian (w tym ostatnim wypadku w grę mogą wchodzić zarówno wspomniane już realia „Polski C”, jak i zwykła niewiedza części sygnatariuszy). Wiarygodność relacji dzieci potwierdzają kolejni specjaliści-psychologowie. Dlaczego zatem metropolita przemyski tak jednoznacznie zdezawuował działania i osoby autorów obu doniesień prokuratorskich? Dlaczego nie chciał wysłuchać nagranych na taśmie zeznań pokrzywdzonych i świadków? Dlaczego nie bierze pod uwagę opinii profesjonalistów i — jak dotąd — nie skierował proboszcza na specjalistyczne badania?

Publicysta „Niedzieli” napisał w komentarzu (25/2001): Ważąc autorytety Lucyny K. i Michała L. oraz autorytet Księdza Arcybiskupa Józefa Michalika - moja waga przechyla się zdecydowanie na tę drugą stronę. Dlaczego? Ponieważ jestem przekonany, że skoro abp Michalik uznał, że powinien rzucić na szalę cały swój autorytet i ująć się za kapłanem - to znaczy, że miał ku temu poważne podstawy. Nie należy do nich imputowana ślepa i głupia obrona „swojego”. To nie ta klasa. Tu może chodzić tylko o prawdę. Rzeczywiście, w obronie proboszcza z Tylawy arcybiskup rzucił na szalę swój autorytet. Wątpliwe jednak, aby w tym wypadku jego postawa była przekonująca, zwłaszcza w sytuacji, gdy arcybiskupi sekretarz, ksiądz Ostafiński, stwierdził w oświadczeniu dla KAI, że kuria w Przemyślu „czeka na decyzję prokuratury”. A przecież wszystko razem — i słowa abp. Michalika i wypowiedź ks. Ostafińskiego — nie oznacza chyba tego, że jeśli potwierdzą się zarzuty wobec proboszcza, kuria przemyska oprotestuje ustalenia śledztwa!

Niestety, wiele wskazuje na to, że wybór dokonany przez arcybiskupa — który wyraźnie uznał, że to nie dziewczynki zostały skrzywdzone, lecz ksiądz — świadczy o jakimś tragicznym pomyleniu ról: powołany z urzędu do obrony „najmniejszych”, kierując się zapewne swoiście rozumianym dobrem Kościoła, najpierw zbagatelizował przerażające doniesienia o krzywdzie, wyrządzanej dzieciom, teraz zaś publicznie tej krzywdzie zaprzecza, rzucając cień nie tylko na oskarżycieli, ale też, pośrednio, na same bezbronne ofiary.

Sekretarz abp. Michalika powiedział KAI, że kuria przemyska o całej sprawie dowiedziała się z „Gazety Wyborczej”. Stoi to w sprzeczności ze słowami samego arcybiskupa, który w cytowanym wyżej liście do księży mimochodem potwierdził fakt rozmów, odbytych w kurii przemyskiej z panią Lucyną i bratem Michałem. A przecież pierwsza z tych rozmów miała miejsce na bez mała dwa miesiące przez złożeniem doniesień do prokuratury. Skargi te były zatem działaniem zgodnym z logiką cytowanych na wstępie słów Jezusa. „Upomnieniem w cztery oczy” byłyby tu kierowane do proboszcza wieloletnie sygnały biernego na ogół protestu ze strony zszokowanych, ale i zdezorientowanych rodziców, opór i nieme przerażenie w oczach wykorzystywanych dzieci. Z kolei „doniesienie Kościołowi” okazało się nieskuteczne, skoro w jakiś czas po swojej wizycie w Przemyślu pani Lucyna mogła usłyszeć od jednej z dziewczynek: „Dzisiaj to też się zdarzyło”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?