Czytelnia
Józef Majewski, Dwa tradycjonalizmy a Kościół, WIĘŹ 1998 nr 12.
Uważam jednak, że napięcia, jakie tradycjonalizm pozakościelny czy tradycjonalizm wewnątrzkościelny rodzą dziś w Kościele, nie powstały jedynie w wyniku różnych liturgicznych gustów ludzi wierzących. Przyczyny napięć były i są znacznie poważniejsze. W tym miejscu pragnę wskazać tylko na niektóre z nich. O jednej mówił już Jan Paweł II w „Eclesia Dei”: Chciałbym także powiedzieć teologom i innym ludziom biegłym w naukach kościelnych, że obecne wydarzenia także dla nich są wyzwaniem. W istocie bowiem zakres i głębia nauczania Soboru Watykańskiego II domagają się dalszych, nowych dociekań, które jasno ukażą nieprzerwaną ciągłość istniejącą pomiędzy Soborem i Tradycją, zwłaszcza w odniesieniu do tych punktów, które, być może ze względu na nowość, nie zostały jeszcze dobrze zrozumiane w niektórych częściach Kościoła. Myślę, że uwaga Papieża odnosi się przede wszystkim do sprawy liturgii, ekumenizmu i wolności religijnej. Soborowe i posoborowe zmiany w tych trzech obszarach jawią się części wierzących nie jako organiczna ewolucja, ale raczej jako rewolucja. Warto w tym miejscu przywołać jeszcze raz wypowiedź Jana Pawła II, tym razem z encykliki „Ut unum sint”, w której o zmianie m.in. stanowiska Kościoła wobec ekumenizmu tak pisze: Czy sto lat temu byłoby to w ogóle do pomyślenia? (nr 41). Również dzisiaj dla niektórych jest to trudne do pomyślenia i przyjęcia, dlatego – także z tej przyczyny – trwają przy „starym”. Sytuacja ta – z jednej strony – jest wyzwaniem dla teologów, aby szukali przekonującego wyjaśnienia ciągłości między nauczaniem soborowym (jak posoborowym) i Tradycją, z drugiej jednak powinna stanowić również dla tradycjonalistów wezwanie do okazania cierpliwości w posłuszeństwie autorytetowi Magisterium, nie zaś kwestionowania – jak czynią to niektórzy – nowego nauczania tylko dlatego, że nowość ta nie mieści się na skali ich wyobrażeń.
Ważnym źródłem „tradycjonalistycznego” napięcia w Kościele okazał się sam sposób wprowadzenia w życie posoborowej reformy liturgicznej. Przypomnijmy – reformą zajęła się specjalna komisja, która w ciągu ledwie kilku lat opracowała nowy ryt Mszy świętej, poważnie zmieniając jej „wygląd” w stosunku do wcześniej obowiązującego. W taki sposób dzieło kilku lat zastąpiło dzieło wielowiekowego liturgicznego rozwoju.
Nowy Mszał – pisze kard. Joseph Ratzinger – został wydany, jak gdyby było to jakieś przejrzane i poprawione przez profesorów dzieło, a nie jedna z faz ciągłości ewolucji. Coś podobnego nigdy się nie wydarzyło, sprzeciwia się to samej istocie ewolucji liturgii. W ten sposób zniżono katolicką liturgię do rangi wytworu z początków współczesnej epoki i w rezultacie spowodowano niepokojącą zmianę perspektywy. Chociaż niewielu ludzi wyczuwa chorobę, każdemu wiadomo, że liturgia nie może być wytworem żadnego dekretu kościelnego, ani nawet uczonej erudycji, ale jest ona owocem żywego Kościoła. Toteż trzeba dziś sobie postawić pytanie, czy istnieje jeszcze jeden ryt rzymski; mało kto ma tego świadomość. W oczach większości liturgia stała się majsterkowaniem, gdzie odpowiednie grupy konstruują sobie swoje własne liturgie. Wydaje mi się, że to zerwanie głębokiego wyczucia liturgii jest najbardziej fatalną rzeczą, jaka mogła się przytrafić17. Patrząc na reformę liturgiczną właśnie z takiej perspektywy, trudno dziwić się, że pewna część wiernych nie była w stanie przestawić się na „nowe”. Trzeba jednak pamiętać – o czym niekiedy zapominają tradycjonaliści powołujący się na powyższą wypowiedź prefekta Kongregacji Nauki Wiary – że tak krytyczne podejście do sposobu przeprowadzenia reformy liturgicznej i podatności nowej liturgii na wypaczenia w żaden sposób nie dyskredytuje jej prawomocności i ścisłości doktrynalnej oraz konieczności zachowania powszechnego charakteru liturgii zreformowanej. Przypomina o tym sam prefekt w słynnej książce-wywiadzie „Raport o stanie wiary"18.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 następna strona