Czytelnia

Jerzy Sosnowski

Jerzy Sosnowski, Dwie siostry, WIĘŹ 2008 nr 11-12.

Wprawdzie z Mefistofelesem się nie negocjuje, ale może warto uszczuplić nieco jego panowanie, odebrać mu to, co jedynie z pozoru doń należy. Po czwarte wreszcie, wypada przyznać, że z punktu widzenia autonomicznie rozumianego artyzmu jego nowożytne i ponowożytne dokonania są fascynujące! Na tym właśnie polega ubóstwo dzisiejszej sztuki sakralnej, że w większości wypadków (są wyjątki) wyrasta ona na gruncie lęku, iż jeśli zbyt otwarcie nawiąże się do form wypracowanych współcześnie, to popełni się zdradę wobec i tak już zagrożonego dziedzictwa; lęk zaś nie jest dobrym doradcą w wyborach estetycznych, a może i we wszelkich wyborach. [...]

Zapomnianą drogę ku misterium mogą przywracać doznania, które w tradycyjnym nauczaniu chrześcijańskim cieszą się niedobrą opinią: bunt, zwątpienie i niepokój metafizyczny. Dawniej, gdy ład świata ufundowany był na godzinach brewiarzowych i gradualistycznej hierarchii bytów, niosły one zamęt być może diabelski; dziś, gdy na straży ładu stoi, mówiąc hasłowo, prozac i stadność zachowań, zamęt ów i zwątpienie wyrażają najgłębszą potrzebę ludzkiego ducha. Mówiąc jeszcze inaczej: w czasach, gdy osią kultury była rzeczywiście „postawa człowieka wobec największej tajemnicy: tajemnicy Boga”, źródłem buntu i zwątpienia była grzeszna wiara człowieka we własną samoistność i samowystarczalność, ukryta pod postulatem „wydoroślenia” (ateiści wszystkich czasów twierdzą, że religia to dzieciństwo ludzkości). Dziś, gdy osią kultury jest w najlepszym razie postawa człowieka wobec grupy, zapewniającej mu identyfikację, źródło buntu i zwątpienia stanowi odzyskanie poczucia sieroctwa: uświadomienie sobie, że nasz tutejszy dom jest tymczasowy, a nasza egzystencja jest podróżą poza horyzont, ku eschatologii.

Podobny sposób myślenia znajduję u doprawdy dziwacznych „świętych”: np. Antonin Artaud określał w swojej wizji Teatru okrucieństwa, że reżyser winien znaleźć „czynnik niepokoju, zdolny wtrącić widza w oczekiwane zwątpienie”. Amerykański pisarz SF (fakt, że wyjątkowy na tle gatunku), Philip Dick, wyrażał chyba tę samą intuicję, pisząc, że „wszystko może być fałszerstwem, od znaczków, przez skamieniałości, po czarne dziury w kosmosie. [...] Z chwilą, kiedy się dopuści tę myśl, albo wątpliwość, do głowy, jest się gotowym do rozważania kwestii Boga”. Innymi słowy, by raz jeszcze wrócić do Artauda: „Nie jesteśmy wolni. I niebo może nam jeszcze runąć na głowy. I teatr po to istnieje, by nas tego przede wszystkim nauczyć”, a „widz, który do nas przychodzi, wie, że przyszedł się poddać prawdziwemu zabiegowi, i że w grę włączony został nie tylko jego umysł, lecz także zmysły i ciało. [...] Gdybyśmy nie byli przeświadczeni, że dotkniemy go możliwie najgłębiej, uznalibyśmy się za niegodnych naszego najistotniejszego zadania. Widz musi być bowiem przekonany, że potrafimy sprawić, by krzyczał”.

Doświadczenie sacrum otwierają zatem dzieła, które budzą niepokój. Powiedzmy ostrożniej: doznanie sacrum może się zjawiać w wyniku przeżycia niepokoju, niesionego przez współczesną sztukę. Rekwizyty religijne, które pozwalają zidentyfikować światopogląd autora, są w tym kontekście zbędne, a nawet chyba, jako odsyłające do ustalonych w kulturze kategorii, szkodliwe. Gesty agresji wobec nich w ograniczonych ramach usprawiedliwione, to bowiem, co w pierwszej chwili może wydawać się profanacją, stanowi niekiedy skuteczną broń przeciwko idolatrii. Wreszcie bywa, że zapis stanów depresyjnych (których powszechność wskazuje, że Mefistofeles nie spełnił do końca nadziei pokładanych w nim przez Fausta), a spokrewnionych wyraźnie z acedią, którą ojcowie pustyni uważali za działanie demona, prowadzi do skonstatowania naszego uwięzienia rzecz nieobojętna w chwili, gdy klatka wydaje się wielu więźniom komfortowa.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Jerzy Sosnowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?