Czytelnia

Inka Słodkowska

Inka Słodkowska

Dziecko z Yad Vashem, dziecko z placu zabaw...

W środku Sali Dzieci na terenie jerozolimskiego muzeum Yad Vashem panuje tak głęboka i całkowita ciemność, że nie widać nawet własnych stóp, gdy te przemierzają wąski szlak przecinający tę salę. Moja córka trzyma tutaj kurczowo mnie za rękę, jakby opanowana nagłym lękiem, że się pogubimy. A przecież jest bardzo już samodzielną dziesięcioletnią osóbką, która nawet tu w obcym kraju potrafi mi beztrosko znikać z oczu. Teraz, po wejściu do Sali do Dzieci, łapie mnie po omacku za rękę: „Mamuś, bo się zgubisz!...” Zastanawiam się, co wywołało w niej tak rozpaczliwy przestrach? Czy ta ciemność, przez którą brnie się ku wyjściu jak przez gęstą mgłę? Ciemność tak wszechotaczająca, że nie mogą jej rozjaśnić nawet niezliczone, błyszczące jak maleńkie gwiazdki, jasne punkciki na granatowym sklepieniu nad nami. Czy tak groźnie brzmi ten nieodstępujący nas monotonny głos, przywołujący jedno po drugim nazwiska dzieci, które dosięgła Zagłada?

W Sali Dzieci w muzeum Yad Vashem nie ma dzieci - jest tam tylko ciemność, która je pochłonęła. Trwa tam rozpaczliwa trwoga każdego dziecka oderwanego od najbliższych, doświadczającego Zagłady.

Wciąż nie wiem, czy dziesięcioletnie dziecko jest już na tyle silne psychicznie, aby znieść bez duchowego zranienia przeżycia związane z wojną. Jaki powinien być skierowany do dziecka przekaz o grozie i zbrodniach wojny, zwłaszcza tej ostatniej? Kontaktu z nią nie można bowiem uniknąć, nawet do minimum ograniczając wszechobecność telewizji. Nawet wówczas, kiedy staramy się chronić dziecko przed obrazami i informacjami otwarcie zawierającymi i przekazującymi zło, to przecież i tak dobrze już wie, jak wygląda wojna, ta z historii i ta współczesna. Nie można też odmawiać odpowiedzi, gdy dziecko prosi o wyjaśnienie, co oznaczają słowa takie, jak Oświęcim czy Katyń. Trudno zabronić oglądać książki o czasach II wojny światowej, zwłaszcza gdy dziecko odnajduje czasem na zdjęciach swych bliskich. Czym innym jest jednak wiedza o tym, że każda wojna jest rzeczą straszliwą, że w naszym kraju była wojna, w której walczył dziadek, i obecnie toczą się na świecie okrutne wojny, jak ta w Czeczenii - a czymś zupełnie innym jest niemal metafizyczne przeżycie trwogi samotnego dziecka, wraz ze świadomością, że to przynosi ze sobą wojna.

Te uczucia dojrzałam w oczach Eli po wyjściu z mroków Sali Dzieci. Drugi raz podobny wyraz zobaczyłam u mojego dziecka na spotkaniu w domu Haliny Birenbaum w Tel Awiwie, kiedy nasza gospodyni powiedziała: „Miałam wtedy 10 lat...” Wtedy, czyli podczas ostatniej wojny, w czasie Zagłady. Gdy po cichu chciałam zwrócić Eli uwagę na obozowy numer wytatuowany na przedramieniu pani Haliny, córka ku mojemu zdziwieniu żachnęła się: „Mamo, ja dobrze wiem, co to znaczy!”. Znowu zapytałam się w duchu, na ile już moje dziecko rozumie to wszystko, co łączy się z tym znakiem. Czy nie za wielki to ciężar dla dziesięciolatki?

Myślę, że mogłoby to być brzemię nieznośne, gdyby nie spotkanie z panią Haliną. Ona każdym swym słowem, uśmiechem, całą sobą pokazała tak dobitnie - i nam dorosłym, i mojej małej córce - że z głębi tych mroków zła i pustki, przez które symbolicznie zostaliśmy zanurzeni w Sali Dzieci w Yad Vashem, można wyjść na spotkanie miłości i dobru.

1 2 3 4 następna strona

Inka Słodkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?