Czytelnia

Inka Słodkowska

Inka Słodkowska, Dziecko z Yad Vashem, dziecko z placu zabaw..., WIĘŹ 2000 nr 8.

Nasza pielgrzymka do Ziemi Świętej miała być - i była - podążaniem ku Miłości i Dobru, lecz nigdzie tak głęboko jak w Sali Dzieci w Yad Vashem nie odczułam, że na tej drodze nie można uciec od najboleśniejszych, najmroczniejszych doświadczeń. Po to zaś, by ta droga nie jawiła się nam jako szlak absurdu i bezsensu, Chrystus Pan stawia na niej swe drogowskazy. Jednym z nich jest na pewno Halina Birenbaum, osoba o wielkich przymiotach ducha, uratowana z Zagłady dzięki Opatrzności. Gdy słuchałam jej słów, w tej jakże przyjaznej atmosferze jej domu, przy ciasteczkach, lodach i napojach, gdy mówiła: „Muszę o tym wciąż mówić, po to żyję” - stawał mi przed oczyma podobny obraz. Lata osiemdziesiąte, spotkanie w prywatnym warszawskim mieszkaniu, też przy ciasteczkach, kawie,... I dźwięczały te same słowa: „Przeżyłam, aby o tym wszystkim wciąż mówić. To moje zadanie”. Mówiła to drobna, skromna pani o miłym uśmiechu i oczach pałających wielkim duchem: Wanda Ossowska, bohaterska więźniarka NKWD i Gestapo oraz kolejnych obozów koncentracyjnych. Dwukrotnie przeżyła swą śmierć. Nigdy nie zwątpiła w Miłość i Dobro.

Obie, Wanda Ossowska i Halina Birenbaum zapamiętały do najdrobniejszych detali fakty, atmosferę, barwy, zapach, odczucia straszliwych zbrodni ostatniej wojny, lecz w relacjach obu powtarzają się słowa o tym, iż nawet wówczas (...) sens ludzkich wartości nie zginął, był nawet potężniejszy, głębszy, prawdziwszy. Mobilizował w nim to, co najlepsze, wznosił go ponad niego samego, wydobywał na jaw duchowe siły i głębie... (cytaty pochodzą z artykułu Haliny Birenbaum, „Więź” nr 4,1995). Takich słów pewnie by moja córka jeszcze do końca nie zrozumiała, lecz w trakcie spotkania z ich autorką, z oczu mojego dziecka zniknął ten bolesny wyraz, który pojawił się w nich po przejściu bezdennych mroków Sali Dzieci. Wokół Haliny Birenbaum z obozowym numerem na ręku panowała bowiem jasność. Podobnie otoczoną blaskiem widziałam panią Wandę Ossowską. Obie przeszły przez straszliwe mroki i wyszły z nich pełne blasku...

Halina Birenbaum pisze, że w czasach Zagłady można było przynajmniej umrzeć razem, umocnić się wzajemnie w ostatniej minucie spojrzeniem czy uściskiem dłoni i odejść z tego świata z poczuciem wartości minionego życia i własnego człowieczeństwa. Wspomina, że gdy ze swą rodziną stanęła przed bezpośrednią groźbą śmierci, (...)w czwórkę objęliśmy się mocno, patrzyliśmy sobie głęboko w oczy, wkładając w to spojrzenie duszę całą, wszystko to, co w nas najlepsze. Wanda Ossowska opisuje spotkaną na Majdanku znajomą - żonę żydowskiego kupca z córkami, która odrzucając szansę ratunku dla siebie samej, powiedziała: „O nie, my z Mośkiem przysięgaliśmy, że dzieci nie zostawimy. Cokolwiek się stanie, będziemy razem”. W kilka dni później, gdy w czasie selekcji rozdzielono ją ze skazanymi na śmierć dziećmi, kobieta (...) zatrzymała się, powiedziała coś i została skierowana do dzieci. Dotrzymała przysięgi. Podniesione duże i małe dłonie żegnały mnie na zawsze. (Cytaty z książki Wandy Ossowskiej pt. „Przeżyłam”).

W Jerozolimie, gdy pokazywano nam Ge-Hinnom, czyli dolinę Gehenny, w której okrutnemu bożkowi składano całopalną, ofiarę z dzieci, nie mogłam nie myśleć o zbrodni całopalenia żywych dzieci z warszawskiego getta, dokonywanej na oczach matek przez hitlerowców w gettach i obozach koncentracyjnych. Widziała to Wanda Ossowska na Majdanku, i tylko dlatego była w stanie to robić, gdyż powtarzała wtedy: „Patrzcie i zapamiętajcie; kto przeżyje, musi świadczyć. Jesteśmy świadkami.”

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Inka Słodkowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?