Czytelnia

Dialog chrześcijańsko-muzułmański

Andrzej Talaga, Wiara i odrzucenie. Egipscy chrześcijanie po 11 września, WIĘŹ 2003 nr 3.

Taki stan rzeczy dotrwał do progu XXI wieku. Wprawdzie środowiska emigracyjne — szczególnie w Ameryce — mówiły nawet o narodzie koptyjskim, a w Niemczech powstał efemeryczny rząd Koptyjskiej Republiki Faraońskiej — która ma swój hymn, udostępniony do słuchania na „rządowych” stronach internetowych — ale w samym Egipcie nikt się tym nie przejmował. Na pytanie „kim jesteś?”, Kopt odpowiadał zwykle: „Arabem”.

Kim jesteśmy?

Widok walących się nowojorskich wież World Trade Center wywołał szok także w Egipcie. Sprawcami tej masakry byli Arabowie. Zachodnie media przypomniały natychmiast pierwszy zamach na WTC z 1993 roku, zorganizowany przez grupę szejka Omara Abdela Rahmana, Araba z Egiptu. Koptowie, bombardowani obrazami aktów wrogości wobec Arabów w amerykańskich i europejskich miastach, a także nieprzychylnymi komentarzami, zaczęli częściej niż poprzednio zastanawiać się nad swoją tożsamością. Dziś pytanie „kim jesteś?”, kwitują raczej odpowiedzią: „Koptem” lub (rzadziej) „Egipcjaninem”.

„Po tym, co się stało, Arabowie nie mają najlepszej prasy” tłumaczy Bulos Ehedi, ochotnik, opiekujący się z ramienia parafii kościołem Matki Bożej w tak zwanym koptyjskim Kairze. Zlokalizowane są tam najstarsze w mieście chrześcijańskie świątynie, choć Koptowie nie stanowią już w tej dzielnicy większości. „Nie chcemy być Arabami i w rzeczywistości nie jesteśmy nimi, mamy odrębną kulturę. Czy jesteśmy narodem? Nie. Kopt to po prostu Egipcjanin”.

Kim zatem są Egipcjanie-muzułmanie? Wykształceni Koptowie tłumaczą to następująco: przed najazdem arabskim w Egipcie wszyscy (oprócz małej kolonii greckiej i żydowskiej w Aleksandrii) byli Koptami, czyli Egipcjanami. Kiedy przybyli Arabowie, niewiele się zmieniło, ponieważ najeźdźcy stanowili jedynie cienką warstwę przywódczą. Dopiero przyjmowanie w średniowieczu islamu — i przy okazji języka arabskiego — przez egipskie masy zakłóciło równowagę. W efekcie mniejszość Egipcjan (Koptów) pozostała przy wierze chrześcijańskiej oraz języku koptyjskim, choć z czasem także przeszła na arabski. Arabowie są nacją wolną od rasizmu, rodakiem jest dla nich ten, kto mówi po arabsku, subtelności etniczne nie mają znaczenia, dlatego płynnie przyjęli na swoje łono muzułmańskich, a potem także chrześcijańskich Koptów, stąd prosta droga do stwierdzenia, że każdy Egipcjanin to Arab. Dla Koptów przestało to być już takie oczywiste.

Echa masakry

Bramę wjazdową do patriarchatu Kościoła koptyjskiego w kairskiej dzielnicy Abbassija chronią betonowe bloki, za którymi stoją policjanci z karabinami w ręku. Kałasznikowy oparte na zaporach, gotowe do strzału. W Egipcie policja z długą bronią jest zwyczajnym widokiem, jeśli jednak karabiny są zdjęte z ramienia i wycelowane w stronę spodziewanego zagrożenia, oznacza to, że władze traktują sprawę naprawdę poważnie.

Takie sceny są pozostałością po wojnie ze zbrojnymi ugrupowaniami fundamentalistów muzułmańskich, głównie Dżamma Islamijja (Stowarzyszenie Islamskie), stoczonej w latach dziewięćdziesiątych. Terroryści atakowali wprawdzie głównie posterunki policji i administrację, ale w Europie oraz w Ameryce najgłośniejsze stały się akty terroru, wymierzone w turystów i w chrześcijan. Masakry cudzoziemców w kairskim hotelu „Semiramis” czy w świątyni Hatszepsut w Tebach zachodnich zachwiały turystyką — jedną z głównych dziedzin egipskiej gospodarki, nie wywarły jednak większego wpływu na sytuację wewnętrzną; ataki na Koptów — wręcz przeciwnie.

Największym pogromem, który stał się sztandarowym wręcz przykładem muzułmańskiej agresji wobec chrześcijan, były wydarzenia w niewielkim mieście Al-Kosz, gdzie podczas rozruchów na początku stycznia 2000 roku poległo 23 ludzi — 20 chrześcijan i jeden muzułmanin (dwóch ciał nie zidentyfikowano). W mniejszych masakrach ginęli Koptowie w całym Górnym Egipcie. W lutym 1997 roku niezidentyfikowani sprawcy zamordowali ośmiu członków grupy charytatywnej w kościele świętego Jerzego (Mar Girgis) w al-Fikrijja. W marcu tego samego roku ogień z broni maszynowej pozbawił życia dziewięciu rolników, pracujących na polu w pobliżu Nadż Hammadi (znanego z odkrycia ewangelii gnostyckich), dwunastu chrześcijan zginęło w kościele w pobliżu Abu Kurkas. Przykłady można mnożyć.

Akty terroru, połączone z obojętnością władz na los Koptów, dały koptyjskim organizacjom emigracyjnym w Stanach Zjednoczonych powód do interweniowania w Departamencie Stanu w obronie prześladowanej mniejszości koptyjskiej w Egipcie. Mało tego, emigranci uznali, że to same władze egipskie są przyczyną zła i umieścili w kilku wysokonakładowych pismach, w tym w „The Washington Post”, ogłoszenia oskarżające rząd Egiptu — bliskiego sojusznika Ameryki na Bliskim Wschodzie — o prześladowanie chrześcijan. Jako główny przykład podano inne wydarzenia z tegoż Al-Kosz z 1998 roku. Dwóch miejscowych chrześcijan zostało zamordowanych na tle rabunkowym, policja podejrzewała porachunki wewnątrz wspólnoty koptyjskiej i dokonała serii prewencyjnych aresztowań. Kiedy zaprotestował abe Wissa, biskup miasta Baliana, w którego diecezji leży Al-Kosz, także i on wraz z dwoma księżmi trafił za kratki. To, co się działo później, przypominało — zdaniem emigrantów — piekło na ziemi. Sprawa ta była w Polsce niemal nieznana, pisały o niej za to szeroko gazety i tygodniki amerykańskie oraz brytyjskie, powodem była wpływowa — szczególnie w Ameryce — diaspora koptyjska. Brytyjski „Daily Telegraph”, opierając się na materiałach Egipskiej Organizacji Obrony Praw Człowieka, donosił o krzyżowaniu uwięzionych, wyrafinowanych torturach, gwałceniu zatrzymanych koptyjskich dziewcząt, a nawet prawdopodobnej egzekucji biskupa Wissy.

Czy prześladowani?

Fala prześladowań, z jednej strony z rąk islamskich terrorystów, a drugiej zaś — sił rządowych: taki obraz sytuacji chrześcijan egipskich wyłania się z doniesień organizacji emigracyjnych i obrony praw człowieka. Gdy jednak rozmawiamy o tym z Koptami zamieszkałymi w Egipcie, ci oceniają rzeczywistość znacznie łagodniej.

„To gruba przesada. Nie czujemy się prześladowani, co najwyżej można mówić o faworyzowaniu muzułmanów tak przez władze, jak i prywatne przedsiębiorstwa” mówi ojciec Mettaos, mnich odpowiedzialny za kontakty zagraniczne w najważniejszym koptyjskiego monastyrze Dajr Anba Biszoj (klasztor pod wezwaniem świętego Biszoja), w którym przez dwa dni w tygodniu medytuje papież Koptów, Szenuda III. „Na emigracji znalazło się wielu ludzi, którym zależy, by przedstawiać sytuacje w Egipcie w czarnych barwach, zależy im na sianiu niepokoju. Rozmawiałem jako duchowny ze świadkami wydarzeń w Al-Kosz, w tym z aresztowanymi. Nie było gwałtów, biskup nie został rozstrzelany, ludzi nie torturowano. Nie wiem, dlaczego piszą takie rzeczy”.

Ojciec Mettaos sam był emigrantem w Kalifornii. W Ameryce poczuł powołanie, wstąpił do zakonu i wrócił do ojczyzny. Zna dobrze środowiska emigracyjne oraz panujące w nich nastroje. Koptowie w Egipcie, jak mówi, bliżsi są rzeczywistości, niż ich pobratymcy na uchodźstwie. Wynika to nie tyle z nadmiernej ostrożności, tak typowej dla religijnych i narodowych mniejszości w krajach niedemokratycznych, ile z większego poczucia realizmu. „Tutaj żyjemy wśród muzułmanów, to nasi sąsiedzi i bracia, naprawdę niewielu z nich jest prześladowcami; nie mamy podstaw oraz prawa, by ich tak postrzegać. Koptowie na emigracji zapominają, z jakiego kraju się wywodzą, jakie tu panują realia” — dodaje.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Dialog chrześcijańsko-muzułmański

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?