Czytelnia

ks. Andrzej Draguła

ks. Andrzej Draguła, Ewangelizacyjna kokieteria, WIĘŹ 2003 nr 3.

Mówiąc o aktywnym udziale dzieci, Autor artykułu negatywnie odniósł się do kwestii powierzania dzieciom funkcji lektora. I choć wspominane już wielokrotnie dyrektorium na to pozwala, to sam podzielam te obawy. Bardzo łatwo bowiem można wzbudzić w dzieciach przekonanie, że czytanie Pisma Świętego jest czymś przeznaczonym z natury „dla dziecka”, że jest czynnością dziecięcą, by nie powiedzieć – dziecinną. Że tak być może, pokazuje przykład, w jaki sposób rozumiana bywa posługa ministranta. Nie wiem, jak jest w Warszawie, ale „w terenie” często bywa tak, zwłaszcza w społecznościach wiejskich, na filiach parafialnych, że po ukończeniu szkoły podstawowej ministranta do ołtarza nie zaciągnie się nawet wołami. Spod ołtarza natychmiast przeprowadza się pod chór, bo ministrantura już jest nie dla niego. Z rzeczywistą infantylizacją liturgii mamy też, moim zdaniem, do czynienia w przypadku wysyłania ministrancików „z tacą”, co jest przecież zupełnym zaprzeczeniem liturgicznego znaczenia tego aktu.

Dla pełności obrazu trzeba wspomnieć, iż dyrektorium przewidziało jeszcze jedno rozwiązanie kwestii uczestnictwa dzieci we Mszy świętej. Jeśli pozwalają na to warunki, można czasami odprawić dla dzieci osobną liturgię słowa wraz z homilią. Dzieci dołączają wówczas do dorosłych na liturgię Eucharystii. Rozwiązanie to dość często stosowane jest w Kościołach Zachodniej Europy, w Polsce nie spotkałem się osobiście z taką praktyką, choć być może jest gdzieś stosowana. Z pedagogicznego punktu widzenia taki udział dzieci w liturgii wydaje się pożądany, chociażby wtedy, gdy przewidziany jest list pasterski albo gdy czytania mszalne są rzeczywiście trudne. Teologicznie jednak jakoś nie jestem do tego pomysłu przekonany, zbytnio rozbija bowiem akcję liturgiczną, a nawet jest jakimś wyrwaniem z akcji liturgicznej, która w tym momencie zaczyna toczyć się jakby w dwóch miejscach. Tylko czy rzeczywiście mamy wówczas do czynienia z liturgią? Z moich obserwacji wynika, że prowadzone wówczas z dziećmi zajęcia przybierają formę bardziej katechetyczno-zabawową niż liturgiczną. Dyrektorium przewiduje, że dziećmi podczas liturgii słowa może zająć się osoba świecka, ale czy nie byłoby lepiej, żeby był to ksiądz, a nawet koncelebrans? Czy nie łatwiej byłoby wówczas dostrzec jedność całej liturgii? Zastosowanie tego modelu stawia też określone wymagania praktyczne – potrzebna jest w miarę duża sala w pobliżu kościoła (lub dolny kościół), no i nie może to być jednak zbyt wielka grupa dzieci.

Na rękach i na głowie

Tak być powinno, albo tak być może. A jak jest? Jaka jest parafialna rzeczywistość? Rzeczywistość – niestety – jest bliska tej, jak ją opisuje ks. Jacek Dunin-Borkowski. W niedziele i święta, zwłaszcza w dużych, miejskich parafiach, zamiast Mszy świętej z udziałem dzieci mamy często Mszę świętą dla dzieci, gdzie dla dorosłych są jedynie parafialne ogłoszenia. Reszta ociera się o niebezpieczną granicę infantylizacji, co jest skutkiem przekonania, że wszystko musi być zabawne, proste, jednocześnie angażujące i interesujące. Wiem coś o tym – jako wikariusz sam byłem „specjalistą” od Mszy dla dzieci i wiem, jak łatwo przekroczyć granicę infantylności. Bywa, że Msza święta zamienia się w zabawę w Mszę.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

ks. Andrzej Draguła

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?