Czytelnia

Kobieta

Mary Ann Glendon, Feminizm i rodzina - małżeństwo nierozerwalne, WIĘŹ 1998 nr 5.

Powiedziawszy to wszystko, niełatwo sobie wyobrazić, co właściwie można zrobić. Nad niektórymi czynnikami, takimi jak rozwój światowej gospodarki, nie jest w stanie zapanować żaden pojedynczy kraj. Trzeba jednak przyznać, że inne czynniki bardziej związane są z materialistycz­nymi nadużyciami społeczeństwa konsumpcyjnego niż z podstawowymi potrzebami rodzin. My, Amerykanie, mamy skłonność do tego, by chcieć „wszystko naraz”. Jednak każdy, kto próbował pogodzić pracę z życiem rodzinnym wie, że nie można mieć wszystkiego naraz. Wciąż dajemy z siebie zbyt mało – raz w pracy, kiedy indziej małżonkowi lub dzieciom. Problem nie polega na tym, czy wszystkie nasze marzenia mogą się speł­nić, ale czy możemy lepiej robić to, co robimy. Czy możliwe jest pogo­dzenie ról mężczyzn i kobiet w życiu społecznym i ekonomicznym z ich pragnieniem przyzwoitego życia rodzinnego, a także – potrzebami ich dzieci?

Powiedziałabym, że jest to możliwe. Jednak niewielkie są na to szan­se, jeśli całe społeczeństwo nie będzie gotowe uznać, że rodzice właściwie wychowujący swe dzieci przynoszą pożytek nie tylko sobie i im, ale nam wszystkim. Państwo, prywatni przedsiębiorcy i współobywatele powinni uznać, że wszyscy zaciągamy olbrzymi dług u rodziców, którzy dobrze wy­pełniają swe rodzicielskie obowiązki w dzisiejszych trudnych warunkach. Jest wręcz coś heroicznego w codziennych poświęceniach, których wyma­ga dziś zwyczajne, właściwe postępowanie wobec najbliższych.

Co należy zrobić?

Powyższe uwagi przywiodły mnie do sfery polityki. Chciałabym się skupić na jednej zasadniczej kwestii: w jaki sposób Amerykanie mogą zdobyć prawo głosu w odniesieniu do decyzji, które kształtują ich życie – decyzji dotyczących pracy, wykształcenia ich dzieci, życia lokalnych wspólnot, a także kierunku, w którym zmierza ich kraj.

Czy ten problem da się rozwiązać? Rzut oka na sytuację społeczną nie daje szczególnych powodów do optymizmu. Dzieje się coś bardzo niedo­brego, skoro Amerykanie wszelkich przekonań i zawodów zaczynają mieć wrażenie, że siły kierujące naszym życiem ekonomicznym i politycznym wymknęły się spod kontroli, a rodzice czują, że przegrywają walkę o serca i umysły własnych dzieci.

Nie brak rozważań na temat przyczyn braku zainteresowania Amery­kanów udziałem w głosowaniu i wyborami w ogóle. To zniechęcenie ma, być może, związek z powszechnym przekonaniem, że obie partie politycz­ne utraciły kontakt z najważniejszymi problemami obywateli. Dane do­tyczące finansowania obu partii świadczą o tym, że to powszechne przekonanie ma związek z rzeczywistością. Obie partie są obficie finansowane przez wielki biznes – demokraci przez tę jego część, która żyje dzięki państwu, a republikanie przez tę, która chce, by państwo się nie wtrącało. Owszem, demokraci rzucają nieco okruchów pracownikom. Owszem, republikanie rzucają z kolei trochę okruchów zatroskanym o moralną strukturę społeczeństwa. Ale już od dawna żadna partia nie zrobiła wiele dla wyborców, których głównym problemem jest przyzwoita praca i takież warunki wychowywania dzieci.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?