Czytelnia

Andrzej Friszke

IPN ? niezależność mimo wszystko, Dyskutują: Antoni Dudek, Andrzej Friszke, Krzysztof Jasiewicz, Paweł Machcewicz, WIĘŹ 2006 nr 6.

Więź”: Zajmijmy się konkretnymi sukcesami i porażkami IPN w pierwszej kadencji. Co z tego pierwotnego założenia udało się zrealizować, a co nie?

A. Friszke: Udało się przede wszystkim zbudować Instytut. Ogromna struktura — centrala w Warszawie i dziesięć oddziałów terenowych — została stworzona dość szybko. To jest wielką zasługą prezesa Kieresa i jego otoczenia. Po drugie, udało się też prawie całkowicie przeprowadzić gigantyczną operację archiwalną — myślę, że największą w historii światowej archiwistyki: przenieść 90 kilometrów bieżących akt służb specjalnych, w ogromnej części wówczas tajnych, do nowego dysponenta. Po trzecie, w Instytucie udało się skoncentrować dużą grupę bardzo poważnych badaczy młodszego pokolenia — bardzo istotną część najlepszej kadry naukowej w historiografii najnowszej. Stworzono im możliwości rozwoju i oni w dużym stopniu nadali charakter tej instytucji.

Instytut Historii Najnowszej

P. Machcewicz: Uchylę się od odpowiedzi na pytanie o osiągnięcia IPN, bo współtworzyłem go od początku. Powiem tylko tyle, że uważam za wielką wartość stworzenie badawczo-edukacyjnego „Instytutu Historii Najnowszej”, którym de facto jest Biuro Edukacji Publicznej. Wcześniej były oczywiście pracownie zajmujące się historią najnowszą, ale brakowało oddzielnego instytutu. Jest on bardzo potrzebny. Można się zastanowić, czy nie był zbyt zamknięty, skupiony na sobie. To jest nieodłączną cechą dużych instytucji, które wytwarzają własny świat, ale dzięki temu, że on w ogóle powstał, można się zastanawiać, w jakim kierunku powinien iść w przyszłości, jakie błędy należy skorygować.

A. Friszke: Jeśli chodzi o niepowodzenia — można mieć mnóstwo pretensji do sposobu funkcjonowania archiwum, długotrwałości procedur, opóźnień w tworzeniu normalnych katalogów. Można było przejmować te 90 kilometrów akt w taki sposób, żeby były one łatwiej i szybciej dostępne dla odbiorców. Niestety, przejęto te akta razem z bardzo skomplikowaną procedurą ich udostępniania, przeniesioną z pragmatyki działania służb specjalnych, ogromnie różniącej się od sposobu działania normalnych archiwów państwowych, w których droga od półki archiwalnej do czytelnika jest dość krótka. Tutaj ta droga była bardzo długa. Dochodziło do tego, że czytelnicy dostawali akta po wielu miesiącach — po pół roku, a nawet jeszcze później. Było to spowodowane również tym, że ustawodawca nie zadbał o jasność przepisów. Stąd wynikł istotny problem roku 1983, po którym agentura miała być chroniona. W takim przypadku dla archiwistów pojawiało się pytanie, czy w danej teczce nie ma danych tajnych, które powinny być chronione. Do tego dochodzi problem ochrony dóbr osobistych — archiwa IPN to w ogromnej części akta osób. To oczywiście stwarza sytuację mnożenia procedur, które mają uniemożliwić ujawnienie informacji tajnych lub naruszających dobra osobiste.

A. Dudek: Nie udało się nam stworzyć normalnego dostępu do tych materiałów, także dla pracowników IPN. Mam tu na myśli swobodne korzystanie z różnego rodzaju pomocy archiwalnych, które tworzono i udostępniano z ogromnymi oporami. Do tego doszły ingerencje zewnętrzne, na czele z ubiegłoroczną kontrolą GIODO. Udostępnianie dokumentów IPN to niezwykle skomplikowany splot problemów organizacyjnych i prawnych, których ciągle nie udało się rozwiązać. To jest wyzwanie dla nowego prezesa i kierownictwa Instytutu.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?