Czytelnia

Andrzej Friszke

IPN ? niezależność mimo wszystko, Dyskutują: Antoni Dudek, Andrzej Friszke, Krzysztof Jasiewicz, Paweł Machcewicz, WIĘŹ 2006 nr 6.

K. Jasiewicz: Wziąłbym jednak w obronę pion archiwalny. Ludzie muszą się przyzwyczaić do pewnych procedur. Nie jest to proste, zwłaszcza że IPN otrzymywał archiwa niejednorodne, pochodzące z różnych instytucji. Źródła te nie powstawały z myślą o historykach, ale o bieżącej pracy operacyjnej. Mam wrażenie, że przydałaby się debata na temat miejsca przechowywania i sposobu wykorzystania akt wywiadu i kontrwywiadu w aspekcie strategicznych interesów państwa. Ale to jest zagadnienie szersze, wykraczające poza ramy tej dyskusji.

A. Friszke: Moja druga uwaga krytyczna dotyczy bardzo przeze mnie chwalonych historyków. Instytut za bardzo się zamknął w sobie, tworząc trochę osobną kategorię pracowników naukowych, którzy mało się konfrontują z innymi środowiskami historycznymi. Pracują głównie w archiwach IPN, na materiałach służb specjalnych, a dużo mniej na innych — partyjnych, społecznych. Historycy Instytutu bardzo rzadko uczestniczą w „zewnętrznych” seminariach naukowych, rzadko prowadzą zajęcia na uniwersytetach, choćby gościnne. Jednym słowem, istnieje rosnące niebezpieczeństwo zamknięcia się we własnym świecie pojęć, języku, systemie wartości i zainteresowaniach. Instytucje, które szły tą drogą, zwykle źle kończyły — jako sekta wśród badaczy, która potem traciła możliwość konfrontowania się ze światem zewnętrznym. Ten proces występuje w różnym zakresie u różnych osób, ale jest zauważalny.

Być może jest to też wynikiem przyjęcia niezbyt dobrego założenia, że historycy w IPN pracują osiem godzin dziennie, tak samo jak wszyscy inni pracownicy. Jest to próba ich dyscyplinowania, ale z drugiej strony utrudnia to ich krążenie wśród innych elit, co jest niezbędne dla każdej instytucji naukowej.

K. Jasiewicz: Zgadzam się, że w IPN wytworzyła się pewna kasta historyków, operująca własnym językiem i pojęciami. Taki brak otwarcia na inne środowiska jest dla nauki złym zjawiskiem. Nie wykluczam, że przekształcenie BEP w oddzielnie działający, wedle ogólnie przyjętych w nauce standardów, „Instytut Historii Najnowszej” byłoby korzystne i dla badaczy BEP, i dla nauki polskiej. To przecież jej kadry tworzyły BEP, czy się to komuś podoba, czy nie, a potem nieoczekiwanie wyalienowały się i zaczęły żyć własnym życiem. Także historycy, dla których pierwszym miejscem pracy po studiach był IPN, robiąc doktoraty korzystali z „usług” rad naukowych uniwersytetów lub instytutów PAN. Przykro mi czasami, gdy widzę w telewizji moich kolegów mówiących o badaniach podjętych przed powstaniem IPN w macierzystych placówkach, a dziś podpisujący się tylko szyldem IPN. To zła praktyka i zły sposób budowania odrębnej tożsamości, któremu towarzyszy dezintegrujący środowisko — mam na myśli młodą kadrę — styl pojawiania się w mediach, przeważnie w roli superarbitra, niezastąpionego znawcy sprawy i powiernika tajemnic państwowych.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?