Czytelnia

Andrzej Friszke

IPN ? niezależność mimo wszystko, Dyskutują: Antoni Dudek, Andrzej Friszke, Krzysztof Jasiewicz, Paweł Machcewicz, WIĘŹ 2006 nr 6.

A. Dudek: Dodałbym tu dobrą, jak myślę, współpracę ze środowiskami kombatanckimi, ich zaktywizowanie.

Jedwabne, Wołyń, polityka historyczna

A. Friszke: Wielkim sukcesem jest moim zdaniem sposób, w jaki Instytut podjął kwestię Jedwabnego. W odczuciu bardzo wielu osób de facto legitymizowało to tę instytucję w opinii publicznej. Są też środowiska, w których ta sprawa IPN delegitymizowała. Uważam, że sposób podjęcia sprawy Jedwabnego przez Instytut był świadectwem ogromnej odwagi cywilnej, rzetelności, bezstronności. Nie jest w końcu przyjemnie przyznawać się do rzeczy przykrych. Trzeba tu wspomnieć rzetelne śledztwo w tej sprawie. Opublikowano niezwykłej wagi dwutomowe wydawnictwo poświęcone zbrodni jedwabieńskiej — ogromny wkład do polskiej historiografii i do refleksji moralnej nad przeszłością.

Instytut zajmował się też kilkoma innymi ważnymi kwestiami, które miały znaczenie i związek z polityką. Instytut dwukrotnie stanął wobec ważnych wydarzeń dotyczących relacji polsko-ukraińskich. Po pierwsze, była to rocznica akcji „Wisła”, której dotyczyła osobna konferencji, a także wydawnictwa. Po drugie, chodziło o polską tragedię 1943 roku na Wołyniu. W obu tych kwestiach Instytut zdołał wypracować pewien sposób mówienia, który nie ranił żadnej ze stron, a zarazem pokazywał prawdę, cały dramatyzm i okrucieństwo zbrodni, nie wywołując konfliktu politycznego między narodami.

IPN odegrał moim zdaniem zasadniczą rolę w tym, że Polska przeszła przez te bardzo trudne rafy, co miało niemałe znaczenie dla ukształtowania relacji polsko-ukraińskich w roku 2004. Dzisiaj wiele się mówi o polityce historycznej. Myślę, że sposób, w jaki IPN realizował tę politykę, był wzorcowy. Państwo polskie na tym zyskało — na prestiżu, możliwościach wzmocnienia państwa w relacjach z innymi narodami. Pod tym względem zasługi IPN są moim zdaniem bezdyskusyjne i warto, żeby nie zostały podważone czy zaprzepaszczone. To są wzory działania na przyszłość.

K. Jasiewicz: Przydałaby się jakaś „Biała księga jedwabieńska”, pozwalająca każdemu na poznanie całego toku śledztwa i toku myślenia osób biorących w nim udział, a zwłaszcza wskazania dokumentów, uprawniających do stwierdzenia, że za sprawą mordu kryła się inspiracja niemiecka, a nie polska chęć odwetu.

Więź”: Jakie zasadnicze zagrożenia stoją obecnie przed Instytutem Pamięci Narodowej?

A. Friszke: Przede wszystkim trzeba zabiegać o niezależność tej instytucji i badaczy od wpływów politycznych. Ten postulat nigdy nie będzie spełniony w sposób doskonały, bo każdy historyk jest jednocześnie obywatelem i ma poglądy ideowe i polityczne. Trzeba natomiast zabiegać o to, żeby pisanie o historii nie było prostym przedłużeniem ideologii czy zapotrzebowań politycznych. Takie niebezpieczeństwo istnieje w naszym zawodzie. Zamiast wyjaśniania komplikacji dziejów czy ludzkich losów, działania mechanizmów społecznych, ideologicznych, uwikłania ludzi w systemy, gdy dopiero na końcu wydaje się orzeczenie o charakterze oceniającym — będziemy po prostu szukać w przeszłości zła, które wystarczy pokazać i napiętnować. Bardzo bym się bał, żeby takie nastawienie nie zdominowało pewnych wątków działalności IPN.

To niebezpieczeństwo jest tym większe, im większe jest oddalenie tego środowiska od innych i zamknięcie się we własnym świecie pojęć, wyobrażeń i ocen, których nie trzeba weryfikować. Kontakt z innymi środowiskami wymaga bezustannego tłumaczenia i wyjaśniania.

A. Dudek: Zgadzam się oczywiście, że istnieje nieustanne zagrożenie IPN upolitycznieniem z racji ogromnej drażliwości materiałów, które są pod jego kontrolą. Jednak ustawa niezwykle silnie broni Instytutu przed bieżącym wpływem polityków. Instytutem kieruje prezes wybierany na pięć lat ogromną większością głosów — 3/5. Nikt inny w Polsce nie jest wybierany aż taką większością — ani premier, ani prezes NBP, ani marszałek Sejmu czy Senatu. Prezes ma zarazem ogromną władzę i tylko od niego zależy, czy będzie się poddawał naciskom politycznym, czy nie, bo jest go niezwykle trudno usunąć. Trzeba też znaleźć na jego miejsce kogoś, kogo poprze 3/5 Sejmu, a do tego momentu dotychczasowy prezes nadal sprawuje swój urząd.

Jest jeszcze drugi bezpiecznik — Kolegium. Ma niezwykle długą, siedmioletnią kadencję. Jeśli następne Kolegium będzie wybierane równie pluralistycznie, co pierwsze, to będzie wspierało prezesa, zwracając mu uwagę na zagrożenia wynikające z presji politycznej na Instytut.

Ograniczeniem jest budżet corocznie uchwalany przez Sejm. Jednak Instytut należy do tych urzędów, które same sobie przygotowują projekt budżetu. A więc Ministerstwo Finansów nie może go ograniczyć na etapie wstępnych ustaleń rządowych. Oczywiście, może to zrobić Sejm i mieliśmy z tym do czynienia przez cztery lata rządów SLD. Jednak ta partia, choć IPN nieżyczliwa, nie zdecydowała się na jego likwidację, choć mogła podjąć taką próbę. Miała wystarczającą większość, zwłaszcza w pierwszym okresie swoich rządów. Nie kryję, że się tego spodziewałem. A jednak tej decyzji nie podjęto.

Zagrożenie więc istnieje, ale są też mechanizmy obronne, a wszystko będzie zależało od zachowania konkretnych ludzi w konkretnych sytuacjach.

K. Jasiewicz: Oczywiście, te procedury w jakimś sensie skutecznie zabezpieczają apolityczność Instytutu. Sądzę jednak, że większą niezależność miałby prezes, gdyby mógł pełnić funkcję tylko przez jedną kadencję, nawet siedmioletnią. Gdy istnieje możliwość dwóch kadencji, prezes jest uwikłany w perspektywiczne myślenie w kategoriach zmieniających się konfiguracji, układów, bo nie wiadomo, co będzie jutro. Gdyby to zmienić, przed prezesem stałby prosty wybór: albo wyjdzie z twarzą, albo nie.

A. Friszke: Trudniejszy jest problem zależności nie wprost politycznych, ale ideologicznych. Instytut ma w sobie tendencję do ciążenia w jedną stronę, co było widoczne już wcześniej, a teraz, gdy scena polityczna przesunęła się w prawo, jest duże niebezpieczeństwo, że Instytut się może na tę prawą stronę wywrócić. Gdyby tak się stało, to kiedy scena polityczna odwróci się w drugą stronę, czego należy się spodziewać w perspektywie kilku lat, Instytut pozostanie bez poparcia i — co gorsze — bez wiarygodności. Lewica już nie będzie tak powściągliwa jak dotychczas. Ideologizacja IPN pociągnęłaby za sobą także niebezpieczeństwo utraty kontaktu ze środowiskami naukowymi. W perspektywie tych niebezpieczeństw groźna jest tendencja środowiska IPN do zamykania się we własnej instytucji. Sprzyja to znoszeniu na fali doraźnych koniunktur politycznych. Byłoby bardzo źle, gdyby Instytut był postrzegany jako instytucja, która straciła obiektywny charakter.

Inne niebezpieczeństwo polega na tym, że IPN może stać się de facto dodatkiem do procedur lustracyjnych. Byłoby to klęską tej instytucji i jej końcem.

A. Dudek: Obecnie rola IPN w procesie lustracji jest czysto usługowa i polega na udostępnianiu dokumentów Rzecznikowi Interesu Publicznego oraz Sądowi Lustracyjnemu. Przyznanie Instytutowi głównych funkcji lustracyjnych w istotny sposób zmieni sytuację IPN oraz sposób jego postrzegania. Powiedziałbym, że to jest główny problem stojący dziś przed IPN. Nowelizacja ustawy może zmienić Instytut w zupełnie nową instytucję — taki IPN-bis. To wielki znak zapytania, który stoi przed Sejmem, a za chwilę będzie stał przed prezesem i nowym Kolegium.

Więź”: Wyliczyli Panowie — prócz wielu zasług — również pewne słabości IPN w pierwszym etapie jego funkcjonowania. Jakie wnioski z nich płyną? Jak usunąć, a przynajmniej zminimalizować te słabości, nie na narażając zarazem na szwank jego mocnych stron?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Andrzej Friszke

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?