Czytelnia

Zbigniew Nosowski

Mirosława Grabowska

Tomasz Wiścicki

Jak jesteśmy podzieleni

Z Mirosławą Grabowską rozmawiają Zbigniew Nosowski i Tomasz Wiścicki

Czy, Pani zdaniem, październikowe wybory były plebiscytem: PiS kontra anty-PiS?

Nie zgadzam się z tą tezą. Oferta partii była zróżnicowana i poważna. Mieliśmy w czym wybierać. Teza o plebiscycie była nam narzucana przez polityków. Zwłaszcza PiS chciało się przedstawić jako ofiara zmasowanej agresji, atakowana i zagrożona ze wszystkich stron. Premier Kaczyński nawet po wyborach kilkakrotnie powtarzał, że zwyciężył front anty-PiSowski, który rozciągał się od mordercy ks. Popiełuszki, Grzegorza Piotrowskiego, aż po Donalda Tuska.

Podzielenie sceny politycznej na pół było niewątpliwie potrzebne PiS-owi, ale z drugiej strony promowali je także zwolennicy koalicji PO-LiD, którzy chcieli zacierać granice, a podkreślać podobieństwa między LiD a PO. Taka była na przykład wyraźna linia publicystyki Gazety Wyborczej.

Owszem, ale PO bardzo się pilnowała, by nie dać się zepchnąć w kierunku LiD, żeby tej granicy nie przekraczać wcale nie ze szlachetności, tylko w swoim dobrze pojętym politycznym interesie.

Całą kampanię oceniam zresztą bardzo surowo, nie tylko jako agresywną, ale nawet po części bezsensowną. Spoty telewizyjne wydały mi się tandetne, nieestetyczne, a nawet antyestetyczne. Naprawdę w kampanii nie chodzi o to, żeby do języka potocznego wprowadzić powiedzenie mordo ty moja Hasło Platformy By żyło się lepiej przypomina mi okres średniego Gierka i zawołanie Aby Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej. Jedynymi wzlotami w kampanii wyborczej były debaty telewizyjne, które stały na poziomie wyższym od przeciętnej.

Agresywność mogła być jednak jednym z powodów, dla których tak skoczyła w górę frekwencja wyborcza

Wyższa frekwencja wyborcza to, oczywiście, duża wartość. Niektórzy analitycy i komentatorzy rzeczywiście interpretują to jako efekt agresywnej i konfrontacyjnej kampanii wyborczej. Ja sądzę, że bardziej przyczyniły się do tego całe dwa lata rządów PiS niż dwa miesiące kampanii wyborczej. Z dzisiejszej perspektywy widać, że PiS te wybory przegrywało miesiąc po miesiącu: zawierając koalicje, których wyborcy nie chcieli, zrywając je i znów zawierając, tolerując i podtrzymując błędne decyzje koalicjantów, choćby amnestię maturalną, urażając różne środowiska społeczno-zawodowe lub wręcz je atakując, przypisując sobie same dobro, a innym samo zło Zatem to PiS nakręcało atmosferę rozczarowania i niechęci do swoich rządów. Natomiast prawdą jest, że Donald Tusk zdołał odwołać się do tych nastrojów, zmobilizować je i przełożyć na poparcie wyborcze. Platformie udało się coś, co dotąd nie udało się innym partiom: skłonić ludzi młodych i takich, którzy wcześniej nie głosowali, by wzięli udział w wyborach. Oby ci ludzie jeśli w przyszłości nie będą zadowoleni z polityki PO po prostu zmienili partyjne preferencje, ale zostali przy wyborach i demokracji.

Postkomunistyczni, postsolidarnościowi

Czy były to najważniejsze wybory po 1989 roku?

Nie. Mieliśmy przecież wiele innych ważnych wydarzeń równie istotne były choćby wybory z 1997 roku, gdy zwyciężyła Akcja Wyborcza Solidarność.

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Zbigniew Nosowski

Mirosława Grabowska

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?