Czytelnia

Zbigniew Nosowski

Zbigniew Nosowski

Jaką miarą mierzyć człowieka

Miarą człowieczeństwa — zarówno jednostek, jak i całego społeczeństwa — jest stosunek do „najsłabszych”, do tych, którzy nie są w stanie żyć sami, bez pomocy innych. Ci najsłabsi to z pewnością ludzie w początkowym i końcowym okresie życia, całkowicie skazani na innych. To także osoby niepełnosprawne, zwłaszcza z upośledzeniem umysłowym, które nie są zdolne do rozumnego kierowania swym życiem. Tak rozumianym najsłabszym współczesne społeczeństwa coraz częściej oferują nie pomocną i ofiarną dłoń, lecz odrzucenie, izolację, a czasem po prostu aborcyjny skalpel albo aparaturę do dokonania „samobójstwa w asyście lekarza”.

Ostatnie miesiące roku 2000 przyniosły kolejne — niestety, jakościowo nowe — przejawy agresji mocnych wobec najsłabszych. Holenderski parlament przyjął ustawę legalizującą eutanazję. Francuski sąd przyznał zaś wysokie odszkodowanie upośledzonemu umysłowo chłopcu za to, że się urodził.

Są też inne horrendalne pomysły. W Holandii pojawiła się grupa gotowa do wysłania na morze specjalnego statku aborcyjnego. Miałby on pływać w pobliżu krajów, gdzie aborcja jest zakazana i tym samym umożliwiać „zniewolonym” kobietom z tych krajów skorzystanie z przysługującej im „swobody” decydowania o wydaniu na świat potomstwa. W Wielkiej Brytanii państwo Peter i Patricia Thopmpsonowie ubiegają się zaś o odszkodowanie za to, że lekarze dokonujący zapłodnienia in vitro omyłkowo wszczepili trzy zarodki zamiast „zakontraktowanych” dwóch. Cała trójka urodziła się zdrowo, ale ponieważ Thompsonowie spodziewali się dwojga dzieci, klinika powinna — ich zdaniem — pokryć koszty związane z wychowaniem trzeciego. Skarżący udowodnili już, że lekarze złamali umowę, teraz pora na odszkodowanie „Na szczęście” te dwie ostatnie sprawy to inicjatywy prywatne, a nie działanie w imieniu państwa — i tym właśnie różnią się od francuskiego wyroku sądowego i holenderskiej ustawy.

Zacznijmy od mniej znanej sprawy francuskiej. 17-letni Nicholas Perruche nie słyszy i jest częściowo niewidomy. Jego iloraz inteligencji jest niższy niż 50 punktów. Upośledzenie jest w jego przypadku efektem choroby, jaką matka przeszła w czasie ciąży. Ponieważ różyczki nie zdiagnozowano w porę, rodzice uznali, że błąd lekarzy nie pozwolił im skorzystać z „wolnego wyboru aborcji”. Najpierw sami postarali się o odpowiednie odszkodowanie, następnie otrzymała je siostra Nicholasa. W końcu rodzice złożyli pozew w imieniu upośledzonego syna.

Najwyższy Sąd Administracyjny w Paryżu swym bezprecedensowym wyrokiem przyznał Nicholasowi odszkodowanie. Za co? Nie ma innej odpowiedzi: za to, że się urodził. Bo przecież mógł (a z decyzji sądu wynika, że właściwie powinien) był się nie urodzić. Mamy zatem do czynienia z nowym dramatycznym zjawiskiem. Oto sąd demokratycznego państwa europejskiego w majestacie prawa ma czelność podejmować wyrok, uznający istnienie 17-letniego niewinnego człowieka za pomyłkę. Jakie uczucia można wyrazić w takiej sytuacji: zdumienie, oburzenie, rozpacz? Nawet wszystkie równocześnie — to za mało.

Wyjątkowo perfidnym zbiegiem okoliczności cała sprawa ma miejsce we Francji, która jest ojczyzną dwóch niezwykłych chrześcijańskich inicjatyw skupionych wokół osób z upośledzeniem umysłowym: ruchów „Arka” oraz „Wiara i światło” założonych przez Jeana Vaniera. Sam od blisko dwudziestu lat we wspólnocie „Wiary i światła” spotykam się i wyjeżdżam na wakacje wspólnie z ludźmi, którzy — tak jak Nicholas Perruche — mają iloraz inteligencji poniżej 50. Dobrze wiem, ile mogłem się przez ten czas od nich nauczyć, ile ciepła i miłości mogłem od nich otrzymać. A teraz okazuje się, że teoretycznie i oni mogliby usłyszeć od jakiegoś sędziego, że w ogóle nie powinni żyć. Podobnie jak ludzie upośledzeni i głuchoniewidomi (przypadek Nicholasa nie jest przecież wyjątkowy) żyjący w Laskach czy wielu innych miejscach

1 2 3 następna strona

Zbigniew Nosowski

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?