Czytelnia

s. Barbara Chyrowicz

Klon: człowiek zaprogramowany, Dyskutują: Weronika Chańska, s. Barbara Chyrowicz, Maria Dąmbska, Jacek A. Modliński, WIĘŹ 2003 nr 6.

M. Dąmbska: Wydaje mi się, że musimy brać pod uwagę nasz obecny poziom wiedzy. Jednak mając nawet bardzo poważne wątpliwości, że taki zarodek jest początkiem człowieka, traktowałabym go ochronnie.

Biologia i etyka

W. Chańska: Mam wrażenie, że siostra wbrew pierwotnej deklaracji próbuje uzyskać od pana profesora odpowiedź, której on jako biolog nie może udzielić. Z jednej strony pyta siostra o kryterium czysto biologiczne, a z drugiej strony okazuje się, że w gruncie rzeczy jest to pytanie o kryterium normatywne. Kiedy w naszej dyskusji mówimy o „istocie ludzkiej”, używamy tego pojęcia w dwóch różnych znaczeniach. Czysto biologiczna definicja opisowa jest taka, że jest to zbiór komórek należących do gatunku homo sapiens. Jeśli natomiast przez „istotę ludzką” rozumiemy wyróżnioną grupę komórek, którą powinniśmy traktować w sposób szczególny, to pytając o moment, w którym organizm staje się tak pojętą istotą ludzką” — pytamy o kryterium normatywne. Na tak postawione pytanie mogą odpowiedzieć etycy, a nie biologowie.

B. Chyrowicz: Szukam przejścia pomiędzy tymi dwoma poziomami. W etyce istnieją różne stanowiska odnośnie do tego, czy człowiek jest kimś zasługującym na szczególne traktowanie, czy też nie. Jeśli reprezentuję stanowisko, zgodnie z którym człowieka — z uwagi na jego osobowy status — należy traktować inaczej niż świat roślin i zwierząt, to niezmiernie ważna jest dla mnie odpowiedź biologa na pytanie o to, czy w konkretnym przypadku mamy do czynienia z człowiekiem, czy nie. Jeśli biolog powie mi, że w danym momencie jest to już człowiek, pozostaje mi — na gruncie przyjętych założeń — uznać, że sposób traktowania tego rozwijającego się organizmu, zupełnie nie przypominającego jeszcze zewnętrznie dorosłego człowieka, powinien być szczególny.

W. Chańska: Tak, ale obawiam się, że nieporozumienie bierze się stąd, że państwo używają słowa „człowiek” w różnym znaczeniu.

B. Chyrowicz: Dla mnie człowiek to indywidualny organizm gatunku homo sapiens, biologiczny organizm, który się rozwija wedle własnego szlaku rozwojowego. Sądzę więc, że jak najbardziej słuszne jest zapytanie w tym miejscu biologa o to, w którym dokładnie momencie zaczyna się rozwijać indywidualny ludzki organizm. Nie sądzę, żeby można było znaleźć inne kryterium początku ludzkiego życia niż kryterium biologiczne, ponieważ człowiek jest również — choć nie tylko — istotą biologiczną.

W. Chańska: Siostra przyjmuje, że tym kryterium normatywnym jest początek życia ludzkiego, to znaczy zrównuje siostra osobę z życiem ludzkim. Jeśli dobrze rozumiem, siostra uważa, że moment, w którym zaczyna się życie, jest jednocześnie momentem, od którego mamy do czynienia z osobą. Chciałam zwrócić uwagę, że niekoniecznie trzeba to tak rozumieć. Jak mówiłam, to są dwa pytania: jedno — czysto biologiczne, drugie — czysto normatywne. Nie zgadzam się, że istnieje jakiś szczególny, wyróżniony moment początku bycia człowiekiem, który nie byłby wyznaczony arbitralnie. Moim zdaniem, każde wskazanie takiego momentu jest arbitralne — w tym sensie, że nie istnieją żadne zniewalające względy natury biologicznej, które nakazywałyby wybrać raczej ten moment niż inny. Ponieważ nie podzielam poglądu, że w przypadku zarodka mamy do czynienia z osobą, czyli z podmiotem moralnym, któremu przysługują takie same prawa jak żyjącej samodzielnej jednostce — inaczej będę tę kwestię rozstrzygać.

M. Dąmbska: A jakie ma pani powody, żeby praw osobowych temu zarodkowi odmawiać? W rozwoju organizmu ludzkiego nie ma żadnej cezury — tu jest absolutna ciągłość.

W. Chańska: Nie, w pewnym momencie się rodzimy i zaczynamy istnieć samodzielnie i dla mnie ten moment jest normatywnie znaczący.

M. Dąmbska: A jeżeli wcześniak urodzi się w dwudziestym piątym tygodniu ciąży, to on nie jest człowiekiem?

W. Chańska: Jak się urodzi, to zaczyna istnieć samodzielnie.

J. A. Modliński: Tutaj bym się z panią nie zgodził. O ile dyskutowałbym nad pierwszymi etapami, to jednak bardzo szybko po momencie implantacji, kiedy już następuje fizyczny i biologiczny kontakt rozwijającego się zarodka czy płodu z organizmem matki, byłbym już bardzo ostrożny. A już co do człowieczeństwa miesięcznego płodu nie mam żadnych wątpliwości.

W. Chańska: Ale znowu przerzucamy się różnymi definicjami „człowieka”. Chciałam tylko powiedzieć, że dla mnie płód nie jest podmiotem moralnym w takim sensie, w jakim jest nim żyjąca jednostka. Nie twierdzę natomiast, że rozwijający się płód nie jest człowiekiem w sensie biologicznym. Nie uważam również, że jest pozbawiony jakiejkolwiek wartości. Uważam, że posiada pewną wartość i w związku z tym pewnego rodzaju zachowania jego dotyczące są w pełni dozwolone, podczas gdy inne — nie. Ich zakres będzie się zmieniał, tak jak pan mówi, w zależności od stopnia rozwoju płodu. Nie chciałabym natomiast mówić, że to jest taki sam organizm, jak ten już urodzony i samodzielnie żyjący — wydaje mi się to nieporozumieniem. Sądzę, że mówiąc o prawach przysługujących zarodkowi nadużywamy pojęcia prawa. Nie sposób sobie wyobrazić, na czym miałoby w tym przypadku polegać korzystanie z tych praw.

„Więź”: W jakim sensie zarodek jest „potencjalnym człowiekiem”? Czy nie jest człowiekiem po prostu?

B. Chyrowicz: To potencjalne człowieczeństwo może być rozumiane na dwa sposoby: jako możliwość i jako możność. Jeśli potencjalność rozumiemy jako możliwość, powiemy: możliwe, że zarodek ludzki będzie kiedyś człowiekiem, ale na razie nim nie jest i nie musi być — na przykład w wyniku pojawienia się różnych przeszkód w rozwoju. W takiej sytuacji nie będziemy przypisywali zarodkowi takich praw, jakie przypisujemy dorosłemu człowiekowi. Drugi sposób rozumienia tej potencjalności oznacza, że zarodek jest w możności do rozwinięcia się w dorosły organizm ludzki. Zarodek już jest człowiekiem, pozostaje natomiast w możności do stania się płodem, noworodkiem, a potem dorosłym człowiekiem. Istnieją tylko dwie opcje: albo się nie rozwinie i zginie, albo rozwinie się w dorosły organizm. W tym rozumieniu zarodek już jest życiem ludzkim w możności, na właściwym sobie etapie rozwoju.

W. Chańska: Aby ten argument był zasadny, trzeba przyjąć pewną ontologię. Siostra stosuje kategorie arystotelesowskie. Arystoteles był przekonany, że wszystkie przedmioty posiadają możność stania się jakimiś, czyli istnieją w jakieś potencji. Ja tego przekonania nie podzielam i myślę, że nie tylko ja jedna.

B. Chyrowicz: Oczywiście ma pani rację, że to rozumowanie opiera się na pewnej ontologii. Spory w filozofii wynikają bardzo często stąd właśnie, że wychodzimy z różnych założeń.

W. Chańska: Ale po co w ogóle odwoływać się do pojęcia możności?

B. Chyrowicz: Małe dziecko może w przyszłości pełnić wiele różnych funkcji — może zostać szewcem, krawcem, a może prezydentem. To są właśnie możliwości. Natomiast zarodek nie ma takich możliwości — albo będzie człowiekiem, albo niczym nie będzie.

<>W. Chańska: Albo będzie zbiorem komórek macierzystych.

J. A. Modliński: Zarodek jest początkowo zgrupowaniem komórek niezróżnicowanych. Normalnie te komórki zaczęłyby się różnicować, ale w pewnym momencie ten rozwój można skierować w inną stronę, blokując różnicowanie tych komórek i zatrzymując je na etapie komórek niezróżnicowanych. To jest jakby zawrócenie drogi.

B. Chyrowicz: Niektórzy teologowie, łącząc początek życia ludzkiego z animacją, stawiali pytanie o to, w którym momencie dokładnie zaczyna się życie: czy to jest moment wniknięcia plemnika do komórki jajowej, czy też chwila zlania się chromosomów. Mówiąc o początku ludzkiego życia nie mam na myśli takich szczegółów — ta dyskusja nie wydaje mi się zbyt sensowna. Powstanie życia jest procesem — doskonale rozumiem zastrzeżenia pana profesora. Kiedy natomiast zaczyna się rozwijać organizm, jest to organizm ludzki. A zatem — zgodnie ze starą zasadą etyczną — jeżeli domniemywasz, że masz do czynienia z człowiekiem, powinieneś się zachowywać tak, jakbyś miał do czynienia z człowiekiem.

J. A. Modliński: Nie można zaprzeczyć, że moment zapłodnienia jest rzeczywiście początkiem drogi prowadzącej do powstania człowieka. Nie podejmuję się natomiast odpowiedzieć na pytanie, od jakiego momentu mamy ten organizm traktować jako człowieka.

Nie sądzę, żeby ktoś się pokusił tę chwilę odnaleźć.

W. Chańska: Nikt tego nie zrobi, tego nie można odkryć. Nawet gdyby ktoś oświadczył, że dokonał takiej rzeczy, to mu nie uwierzymy, bo tego po prostu zrobić się nie da. To nie należy do porządku empirii. W tym sensie każde określenie tego momentu jest arbitralne: stanowi efekt pewnej decyzji, która nie ma nic wspólnego z naukowym odkryciem.

B. Chyrowicz: Jeżeli uznamy, że życie należy traktować od początku tak, jakby miało wymiar normatywny, ponieważ nie znajdujemy w tym życiu żadnej innej cezury — czy rzeczywiście takie stanowisko można nazwać arbitralnym? Czy nie jest to raczej oparcie się na naturalnym biegu rzeczy?

W. Chańska: O ile dobrze rozumiem, siostra przyjmuje, że na podstawie faktów empirycznych pewnego rodzaju twierdzenia normatywne są bardziej uzasadnione, a inne mniej. Rozumiem takie stanowisko, a mimo to nie zgadzam się, że szacunek dla zarodka powinien być takiego samego rodzaju, co szacunek, jaki żywimy dla człowieka, który stanowi samodzielnie żyjący organizm. Uważam, że także wobec rozwijającego się embrionu nie wszystkie działania są akceptowalne, nie są to jednak te same działania, które uznajemy za niedopuszczalne w stosunku do żyjącego samodzielnie osobnika.

M. Dąmbska: I tu jest zasadnicza różnica pomiędzy nami, zgadzam się z siostrą.

Więź: Ale co pani zdaniem z płodem można robić, a czego nie? Na jakiej podstawie wyznacza pani granice dopuszczalnego traktowania płodu?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

s. Barbara Chyrowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?