Czytelnia

Kobieta

Grzegorz Pac

Grzegorz Pac, Kobiety i katolicyzm - z burzliwej historii, WIĘŹ 2005 nr 8-9.

Przyznając więc, że dla pozycji kobiet pojawienie się chrześcijaństwa miało przełomowe znaczenie, stwierdzić jednak należy, że widzenie w chrześcijaństwie źródła współczesnej emancypacji wydaje się mocno przesadzone.

Ani starożytność, ani później chrześcijaństwo nie zaowocowało przejmowaniem przez kobiety ról i pozycji społecznych zastrzeżonych dla mężczyzn. W tej kwestii przez 1800 lat funkcjonowania chrześcijaństwa wszystko pozostawało, jak to się mówi, „po Bożemu”. I dopiero XIX wiek rozgrzany ideałami rewolucji francuskiej przyniósł pierwsze jaskółki emancypacji rozumianej jako odejście od tradycyjnych ról społecznych. Obawiam się więc, że nawet uznając przełomową rolę chrześcijaństwa, źródeł emancypacji w naszym rozumieniu należy szukać raczej w rewolucyjnym egalitéfraternité niż we wspominanej przez autorkę chrześcijańskiej równości i jedności.

Rozważając kwestię stosunku do kobiet w katolicyzmie i protestantyzmie, autorka podaje jako przykład na korzyść tego pierwszego prawodawstwo na ziemiach polskich w XIX wieku, skonfrontowane z prawodawstwem angielskim, inspirowanym, jak rozumiemy, anglikanizmem. Słodkowska zapomina jednak, że tylko na części ziem polskich w XIX wieku obowiązywały prawa, które można interpretować jako inspirowane katolicyzmem, a mianowicie w Galicji, poddanej katolickiej Austrii, i w Królestwie Polskim, posiadającym pewną autonomię prawną. Natomiast zabór pruski i tzw. Ziemie Zabrane rządziły się zasadniczo prawami swych zaborców, a więc luterańskich Prus i prawosławnej Rosji. Niezależnie też od inspiracji, trudno zauważyć jakąś przepastną różnicę miedzy sytuacją kobiet w prawodawstwie angielskim, które referuje autorka, a prawodawstwem ziem polskich. Tu kobieta była poddana władzy męża przy zarządzaniu swoim majątkiem i wykonywaniu władzy rodzicielskiej. Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego (1825 r.) i prawo o małżeństwie (1836 r.) nakazywało żonie posłuszeństwo mężowi jako głowie rodziny, odmawiało jej prawa bycia świadkiem przy sporządzaniu testamentu, od woli męża uzależniało wykonywanie wszelkich czynności prawnych – także występowania z powództwem do sądu. Mężatka nie mogła rozporządzać swym majątkiem, dochodami z pracy czy zyskami z handlu. Kobieta nie mogła być też prawnym opiekunem małoletnich dzieci4.

Na karb nieuwagi, jak sądzę, złożyć należy wygłoszoną przez autorkę opinię, jakoby przyznanie praw wyborczych kobietom w krajach anglosaskich nastąpiło „o wiele później” niż w Polsce, gdzie panie mogły głosować już od 1918 r. Przypomnę więc dla porządku, że pierwszymi krajami, które pozwoliły głosować kobietom były na wskroś anglosaskie i protestanckie: Nowa Zelandia (1893 r.) i Australia (1902 r.). Wielka Brytania przyznała prawo wyborcze kobietom w tym samym co Polska roku, Stany Zjednoczone o rok później, w 1919.

Emancypacja matek-Polek

W końcowej części swego tekstu Inka Słodkowska pisze o polskich kobietach w PRL, twierdząc, że na nich właśnie odbiła się najbardziej degradacja ludzka w czasach komunizmu. Nie ukrywam, że nie w pełni rozumiem ten pogląd. Być może wynika to z mojego młodego wieku, jednak wydaje się, że tak stanowcza opinia prosi się choćby o zwięzłe uzasadnienie. Autorka konfrontuje sytuację kobiet po wojnie z tą w II RP. Pisze o działaczkach kobiecych z okresu Dwudziestolecia, obdarzonych autorytetem i ogromnym szacunkiem. Tylko powiedzmy sobie uczciwie: czy nazwiska takie jak Gabriela Balicka (aktywna posłanka, przedstawicielka Narodowej Demokracji zasiadająca w sejmie przez cztery kadencje), Zofia Praussowa (posłanka przez trzy kadencje, PPS) czy Milena Rudnicka (wybitna działaczka mniejszości ukraińskiej i posłanka) mówią dziś cokolwiek komuś poza historykami?

poprzednia strona 1 2 3 4 następna strona

Kobieta

Grzegorz Pac

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?