Czytelnia

Kobieta

Kobiety i polityka, Z Hanną Suchocką rozmawiają Stefan Frankiewicz i Zbigniew Nosowski, WIĘŹ 1993 nr 1.

- Jaki ma Pani ideał kobiety w polityce? Czy powołanie kobiety-polityka jest różne od zadań polityka-mężczyzny? Czy warto zabiegać o wzrost liczby kobiet w polityce? Czy należą im się punkty preferencyjne?

- W mojej ocenie – mówiłam już zresztą trochę o tym – polityka nie rozróżnia płci. Polityka jest sztuką osiągania celów grupowych, harmoni­zowania rozbieżnych interesów. Zadania i problemy, które stają przed politykiem, są identyczne niezależnie od tego, czy polityk ów jest męż­czyzną czy kobietą. Oczywiście należy usuwać wszelkie przeszkody, które utrudniają kobietom udział w polityce. To na tyle ważna dziedzina życia, że powinno nam wszystkim zależeć na tym, by osoby utalentowane poli­tycznie, a kobiety często taki talent posiadają, próbowały swych sił w poli­tyce. Natomiast wprowadzanie specjalnych preferencji, kwot to już całkiem inna sprawa. Jestem zdecydowanie przeciwna. Wprowadzenie numerus clausus zawsze ogranicza wolną konkurencję, zawsze otwiera możliwości przed mniej zdolnymi – gorszymi, kosztem bardziej zdolnych – lepszych. A przecież nam wszystkim zależeć musi – kobietom i męż­czyznom – by o rządy nad nami konkurowali najlepsi.

- Czy fakt bycia kobietą ułatwia Pani forsowanie swych racji w rządzie, partii politycznej, parlamencie?

- Nie sądzę, by fakt, że jestem kobietą, pomagał mi szczególnie. Polscy politycy-mężczyźni to często dżentelmeni. Ale nigdy do tego stopnia, by ustąpić swej racji. Jeśli jest spór i nie uda mi się przekonać adwersarza, to nie ustąpi, a to, czy później pocałuje w rękę, to naprawdę już nie ma istot­nego znaczenia. Może tylko to, że jednak w obecności kobiet temperuje się słowa, unika się pewnej brutalności języka, ostatecznych gestów. To też pewnego rodzaju pomoc.

- Historycznie rola kobiet w naszym stuleciu bardzo się zmieniła. Pani jest prawnikiem. W Polsce pierwsze kobiety adwokaci pojawiły się w latach trzy­dziestych. Ciekawe, czy wśród Pani profesorów były kobiety?

- Na Uniwersytecie nie miałam profesorów kobiet. Uczyły mnie za to kobiety w szkole średniej.

- A czy ma Pani jakichś mistrzów w polityce?

- Rozczaruję Panów. Mistrz to ktoś, kogo się naśladuje, by osiągnąć sukces. W naszych polskich dylematach politycznych nie można nikogo naśladować. Sytuacja w Polsce jest unikalna. Nikt jeszcze nie szedł tą dro­gą, którą my idziemy, nikt nie rozwiązywał tych problemów, które przed nami stoją. Dlatego naśladownictwo jest niemożliwe. No, gdybyśmy na drodze przemian dali się wyprzedzić innym krajom wychodzącym z komu­nizmu, tam pewnie szukać moglibyśmy mistrzów. Na razie na szczęście idziemy pierwsi. I oby tak zostało.

Nie znaczy to oczywiście, że nie cenię żadnych polityków i nie podpa­truję ich pracy, by uczyć się od nich. W mojej pracy w Radzie Europy mia­łam szczęście współpracować z Catherine Lalumiere. Bardzo sobie ceniłam tę współpracę. Bardzo wiele nauczyłam się w polityce od Broni­sława Geremka i Tadeusza Mazowieckiego.

- Dziennikarze usiłują narzucić Pani rolę polskiej Margaret Thatcher. Kre­owany przez media wizerunek Pani. jako premiera bardziej podkreśla sta­nowczość, zdecydowanie, pewność siebie (a więc cechy Żelaznej Damy, ale także cechy uważane tradycyjnie za męskie) niż takie tradycyjnie kobiece przymioty, jakimi w przypadku premiera rządu mogłyby być zrozumienie, czu­łość czy serdeczność. Co Pani myśli o takim wizerunku swojej osoby?

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Kobieta

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?