Czytelnia

Cezary Gawryś

Cezary Gawryś

Kościół, homoseksualizm, człowiek

Trzy lata minęły od ukazania się specjalnego numeru „Więzi” (z lipca 2002) poświęconego chrześcijańskiemu podejściu do zjawiska homoseksualizmu. Potem była książka „Męska rozmowa. Chrześcijanie a homoseksualizm”, pod redakcją Katarzyny Jabłońskiej i niżej podpisanego, z przedmową biskupa siedleckiego Zbigniewa Kiernikowskiego, wydana w Bibliotece „Więzi”. Z wyjątkiem krótkiej, rzeczowej recenzji w miesięczniku „Charaktery” oraz życzliwej wzmianki w artykule publicystycznym na łamach „Tygodnika Powszechnego” – nie było żadnej dyskusji nad pojawiającymi się w „Więzi” i w książce dramatycznymi pytaniami. Tymczasem otrzymaliśmy – i wciąż otrzymujemy – przejmujące listy od czytelników, którzy mają bezpośrednio do czynienia z problemem homoseksualizmu – w sobie albo w osobach swoich bliskich: mężów, córek, synów. Problem z całą pewnością więc istnieje i to na większą skalę, niż się potocznie sądzi.

Według ostrożnych szacunków, orientację homoseksualną przejawia od 2 do 5 procent społeczeństwa. Łatwo przeliczyć: w naszym kraju oznacza to od kilkuset tysięcy do dwóch milionów osób. Ludzie ci urodzili się i wychowali w naszych polskich, w ogromnej większości katolickich rodzinach. I to wcale niekoniecznie w rodzinach dysfunkcjonalnych, lecz w zupełnie zwyczajnych.

Ci ludzie nie ponoszą winy za swoją seksualną orientację. Zdaniem współczesnej nauki, przyczyny homoseksualizmu nie są w pełni rozpoznane, a z całą pewnością są złożone: biologiczne, psychologiczne i kulturowe. Wbrew różnym sensacyjnym zapowiedziom, nie odkryto do tej pory żadnego genu odpowiedzialnego za orientację homoseksualną, ale to nie znaczy, że podłożem takich tendencji nie może być pewna wrodzona struktura psychiczna, charakteryzująca się na przykład, w przypadku chłopców, szczególną delikatnością, wrażliwością. Z pewnością kluczowe znaczenie dla kształtowania się tożsamości płciowej człowieka mają relacje z matką i ojcem we wczesnym dzieciństwie, ale ważne jest i to, co dzieje się w późniejszych fazach rozwoju, na przykład tzw. imprinting, czyli „wdrukowanie” pierwszych doświadczeń seksualnych. Skłonności homoseksualne można w sobie zaakceptować lub nie, można podejmować odważne próby przebudowy własnej osobowości na drodze psychoterapii, można wybrać „gejowski styl życia”, można żyć w ukryciu, w małżeńskim lub konsekrowanym kamuflażu, można wreszcie wejść na heroiczną drogę stłumienia swojej seksualności i życia w samotności, do czego wzywa osoby wierzące o skłonnościach homoseksualnych Kościół katolicki.

Pytania bez łatwych odpowiedzi

Sam fakt odczuwania skłonności do tej samej płci nie jest jednak przedmiotem wyboru, nie może być zatem poddawany moralnej ocenie. Mało kto chce zostać homoseksualistą! Rozpoznawszy w sobie takie skłonności, każdy człowiek moralnie wrażliwy staje natomiast przed trudnym pytaniem: jak z tym żyć sensownie i z godnością? Ludzie wierzący w Chrystusa, a takich w Polsce jest większość, stają przed pytaniem sformułowanym w sposób szczególny: jak być chrześcijaninem, będąc jednocześnie człowiekiem homoseksualnym? Czy można być praktykującym katolikiem, będąc gejem czy lesbijką, a więc z powodu ludzkiej słabości żyjąc w partnerskim związku? Czy jedno z drugim nieuchronnie się wyklucza? Oto trudne – nie jedyne – pytania, na które nie ma gotowej odpowiedzi. Katechizm Kościoła Katolickiego wypowiada się bowiem w tej kwestii wyraźnie i stanowczo, ale bardzo zwięźle i w sposób otwarty na pogłębiające komentarze: Osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one – stopniowo i zdecydowanie – do doskonałości chrześcijańskiej (KKK 2359). Co to znaczy na przykład: „przybliżać się stopniowo”?

1 2 3 4 5 6 następna strona

Cezary Gawryś

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?