Czytelnia

Kościół w Polsce

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Kościół pokutujący, WIĘŹ 2006 nr 7-8.

Człowiek to dziwne stworzenie. Nie umie żyć bez grzechu. A jednocześnie popełniony grzech jest dla niego szansą na odrodzenie i oczyszczenie. To Bóg sprawia, że pod dotknięciem Jego ręki czujemy w sobie kojącą moc skruchy, dającą prostą radość i siłę zaczynania wszystkiego od nowa.

To prawda, że rzadko Mu na to pozwalamy. Nasze codzienne winy przygniatają nas jak wór z kamieniami. Jednak rzadkie chwile skruchy są w stanie odmienić całe nasze dotychczasowe życie, a często nasze przyzwyczajenia i budzące wstyd przypadłości. To dzieje się naprawdę! Chyba każdy z nas przeżył w życiu choć jeden taki moment. A jeśli nie — nie będzie wiedział, o czym mówię.

Kiedy myślę o oczyszczającej roli pokuty, przypomina mi się scena z filmu „Misja”. Jezuita odwiedza w celi byłego łowcę niewolników, który sam ukarał się więzieniem za zbrodnię bratobójstwa. Misjonarz wcale nie łagodzi bólu jego rany, a rozjątrzony tym więzień przypada do niego:

- Śmiejesz się ze mnie?

- Tak, śmieję się, bo widzę tchórza! — hardo odpowiada misjonarz. A potem pyta więźnia, jakby zdumionego śmiałością księdza:

- Czy będziesz miał odwagę zmierzyć się ze skutkami swojego czynu?

Co dzieje się potem? Więzień, zamieniony w pokutnika, przemierza paragwajską dżunglę, dźwigając za sobą na sznurze wór ze zbroją. W tej zbroi polował ongiś na Indian, w kierunku których zmierza teraz misyjna ekspedycja. Sama droga jest niezwykle ciężka, konieczność dodatkowego taszczenia takiego ciężaru czyni ją katorgą. Nowicjusze jezuiccy litują się nad penitentem i jeden z nich, widząc go, jak bezsilnie szamocze się w drodze pod górę, odcina maczetą sznur. Wór stacza się ze stoku, jednak przełożony misji - ten sam, który odwiedził mordercę w więzieniu — pozwala, by penitent zszedł na dół i na powrót przywiązał się do wora.

Z tym ciężarem winowajca pokonał najtrudniejszy odcinek drogi, wiodący pod górę wodospadów. Już na szczycie następuje spotkanie z Indianami Guarani. Jeden z nich — być może ojciec albo brat jednego z zabitych lub porwanych — podchodzi do pokutnika i wyjmuje nóż. Chwila grozy szybko mija i odcięty wór z chrzęstem pordzewiałej zbroi stacza się w przepaść wodospadu. Uwolniony przybysz śmieje się i płacze jednocześnie.

To jest właśnie moment skruchy. I jednocześnie dopiero początek zadośćuczynienia. Penitent wie o tym, lecz przyjmuje swój los z radością, bowiem czuje w sobie siłę i odwagę, o którą pytał go misjonarz. Z pomocą łaski Bożej poradził sobie sam ze sobą - i nie ma już wora! Teraz przyszła pora na zmierzenie się ze skutkami jego grzechów. Były łowca Indian staje się ich misjonarzem.

Tylko skrucha prowadzi do odrodzenia i pojednania. I nie da się jej sztucznie przyspieszać ani udawać. Cytując soborową Deklarację o wolności religijnej można powiedzieć, że przemawia przez nią prawda, która nie inaczej się narzuca, jak tylko siłą samej prawdy (DWR 1). Tylko skrucha prowadzi do odrodzenia i pojednania. I nie da się jej sztucznie przyspieszać ani udawać.

Skrucha dotyka pełnej prawdy o człowieku we wszystkich aspektach jego istnienia. Prawdy, która nie jest ani donosem, ani laurką. Pojednanie zadekretowane tylko przez człowieka przynosi z czasem jedynie nową litanię żalów, bowiem w głębi duszy nasze nieskruszone serce nadal wypełnia się agresją. Jeśli głosimy pojednanie, a nadal żywimy urazę do tych, z którymi się kiedyś różniliśmy — nie jest to prawdziwa skrucha. Ta nigdy nie oszukuje nawet najgłębszych pokładów naszej podświadomości.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Kościół w Polsce

Przemiany współczesnego społeczeństwa

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?