Czytelnia

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Tomasz Wiścicki

Kto zabił ks. Jerzego Popiełuszkę?

W sprawie zamordowania ks. Jerzego Popiełuszki znamy tylko pewną część prawdy — trudno nawet ustalić, jak wielką1. Z całą pewnością możemy określić przebieg wypadków od chwili, gdy samochód morderców, jadąc z włączonymi długimi światłami za autem księdza, zaczął oślepiać kierowcę i pasażera, zwracając ich uwagę — do momentu desperackiego skoku Waldemara Chrostowskiego. Pewność możemy mieć także co do obrażeń księdza, które ujawniono podczas oględzin zwłok i sekcji. Przy tych czynnościach obecne były dwie godne pełnego zaufania osoby: wybitny specjalista medycyny sądowej prof. Edmund Chróścielewski oraz mec. Jan Olszewski, późniejszy pełnomocnik oskarżycieli posiłkowych w procesie morderców księdza.

Pewnym elementem ostatnich godzin życia ks. Popiełuszki są odnalezione narzędzia zbrodni. Za fakt niepodważalny należy uznać przyznanie się sprawców. Nikt nie podał przekonującego uzasadnienia, dlaczego mieliby wziąć na siebie cudzą zbrodnię. Zorganizowanie takiej mistyfikacji w sposób przekonujący wydaje się zresztą przekraczać możliwości organizacyjne „resortu” — ogromne, ale jednak ograniczone.

Dlatego możemy stwierdzić, że ksiądz został zamordowany w sposób przynajmniej zbliżony do opisanego podczas procesu przed sądem w Toruniu, w określonym tam czasie, przez trzech skazanych tam oficerów SB — Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękalę, a obrażenia i przyczyna śmierci podane na procesie także odpowiadają prawdzie.

Reszta oparta jest na słowach funkcjonariuszy MSW — resortu, do którego zadań należała dezinformacja. Dlatego wizję wyłaniającą się z ich słów można uznać za jedynie najbardziej prawdopodobną, oczywiście w tych częściach, które nie zawierają wewnętrznych sprzeczności i nie kłócą się z tym, co wiadomo skądinąd, oraz ze zdrowym rozsądkiem. „Tylko bardzo szczegółowe śledztwo, przeprowadzone niedługo po wypadkach, pozwoliłoby wykryć ewentualne rozbieżności między realizowanym w sądzie scenariuszem a rzeczywistością — mówi Jan Olszewski. — Dziś jest na to za późno”.

Bezpośrednie okoliczności popełnienia zbrodni można więc uznać za w zasadzie znane — z powyższymi zastrzeżeniami. Nawet zresztą gdyby okazało się, że mordercy pastwili się nad księdzem w nieco inny sposób i w innych miejscach — niewiele to zmienia.

Inaczej jest z całym mechanizmem, który doprowadził do zbrodni i który działał także po jej popełnieniu. Bezpośredni sprawcy byli przecież funkcjonariuszami państwowymi i zbrodni dokonali w ramach „obowiązków służbowych”. Fundamentalne znaczenie miałoby poznanie tego mechanizmu.

Niestety, w tej części skazani jesteśmy na hipotezy i możemy jedynie rozważać ich prawdopodobieństwo, nie mając pewności, jaka była prawda. Zestawienia tych hipotez dokonał Filip Musiał, historyk z krakowskiego oddziału IPN2. Jego systematyzacja wyznacza zasadnicze ramy poniższych rozważań, z takim wszakże zastrzeżeniem, że hipotezy mają charakter modelowy i przynajmniej niektóre z nich bynajmniej się nie wykluczają.

Działali samodzielnie?

Jako zupełnie absurdalną odrzucić można hipotezę pierwszą: samodzielnego działania czterech oskarżonych. Ta wersja była jednym z elementów propagandowej oprawy procesu toruńskiego. Jednak działanie niezależnej grupy w takiej strukturze, jak komunistyczne MSW, można włożyć między bajki. Wszyscy niewątpliwi mordercy byli doświadczonymi, sprawdzonymi — i z całą pewnością wciąż od nowa sprawdzanymi — funkcjonariuszami SB. Przed, po i w trakcie swego działania utrzymywali kontakty ze swymi kolegami i zwierzchnikami. O kontaktach tych niewiele wiadomo — poza tym, że niewątpliwie były.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Kościół w Polsce

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?