Czytelnia
Tomasz Wiścicki, Kto zabił ks. Jerzego Popiełuszkę?, WIĘŹ 2004 nr 10.
Wokół tej hipotezy jest jednak mnóstwo znaków zapytania. Jaki konkretnie przebieg wypadków chciano sprowokować? Kto tę prowokację podjął? I dlaczego od niej najwyraźniej odstąpiono?
Inne, bardziej szczegółowe pytanie dotyczy ucieczki Waldemara Chrostowskiego, który wyskoczył z pędzącego samochodu porywaczy. Nie brak głosów, że ucieczkę mu umożliwiono. Rzeczywiście, potraktowano go dziwnie: posadzono obok kierowcy, nie przypięto pasem bezpieczeństwa, założono kajdanki, ale z zeszlifowanym zatrzaskiem, nawet słowa Piotrowskiego, że Chrostowski wyrusza w „ostatnią drogę”, wyglądają jak swego rodzaju rozwianie złudzeń. Zdezorientowany przebiegiem wypadków kierowca-przyjaciel księdza od tej chwili wie, że nie ma nic do stracenia.
Z drugiej strony — hipoteza świadomego popchnięcia go do ucieczki ma istotne słabości. Przede wszystkim — szansa ocalenia przy skoku z pędzącego samochodu nie była wielka. Jeśli — jak twierdzą zwolennicy tej wersji — porywacze świadomie umożliwili skok, by Chrostowski mógł zaświadczyć, że pochodzą oni z MSW, oparcie całej prowokacji na tym, że były komandos przeżyje skok i będzie w stanie zeznawać, było szalenie ryzykowne. Poza tym — skąd mogli wiedzieć, że w ogóle wyskoczy? Siedząc obok kierowcy, mógł się na niego rzucić i spowodować wypadek — wtedy śmiertelnie zagrożeni byliby wszyscy w samochodzie, a takimi ryzykantami esbecy nie byli. Chrostowski rozważał zresztą taką możliwość. Poza tym — Pękala zeznał już w latach dziewięćdziesiątych, że to Piotrowski, siedzący z tyłu samochodu po prawej stronie, a więc za Chrostowskim, złapał go w chwili skoku za marynarkę, oddzierając mu jej połę6. Taki gest sprawia wrażenie spontanicznej reakcji na nieoczekiwane zdarzenie.
Krzysztof Piesiewicz nie wierzy w to, że porywacze zakładali ucieczkę Chrostowskiego. „Oni byli pewni siebie — mówi. — Gdzie będzie uciekał? Nie wierzyli w to”.
Z wymienionych powodów wydaje się, że skok Waldemara Chrostowskiego był raczej owocem jego desperackiej decyzji, a nie elementem przebiegłej prowokacji.
Mimo tych wszystkich niejasności — hipoteza prowokacji wydaje się godna uwagi, przynajmniej jako częściowe wytłumaczenie morderstwa, zwłaszcza na początku. Prowokacja — jeśli do niej doszło — z nieznanych powodów okazała się jednak, jak można sądzić, nieudana.
Ofiara walk frakcyjnych?
Kolejna, piąta hipoteza wiąże śmierć ks. Popiełuszki z walkami frakcyjnymi w PZPR. Tę wersję dość konsekwentnie podają przedstawiciele najwyższych władz partyjnych z lat osiemdziesiątych, z Wojciechem Jaruzelskim i Czesławem Kiszczakiem na czele. W ich interpretacji, ich grupa — „reformatorów” — padła ofiarą prowokacji ze strony „dogmatyków”, „partyjnego betonu”. Taka była interpretacja tła zbrodni podczas procesu toruńskiego — równolegle z hipotezą „samotnych jeźdźców”, z tym że wersja prowokacji ze strony dogmatyków odgrywała rolę istotniejszą. Jak się wydaje, to właśnie w nią przede wszystkim miało uwierzyć społeczeństwo.
Hipoteza walk frakcyjnych zasługuje na uwagę. Wyjaśnia ona, dlaczego postanowiono ujawnić przynajmniej bezpośrednich sprawców oraz wydelegować ich do więzienia. Poza tym jest faktem, że w latach osiemdziesiątych w kierownictwie partyjnym istniały napięcia na tle sposobu wychodzenia z kryzysu, w jaki zabrnął komunizm. Niewątpliwie linia Jaruzelskiego i Kiszczaka — względnego miarkowania terroru i (na modłę lat siedemdziesiątych) niechętnej zgody na istnienie opozycji, nękanej, zastraszanej i infiltrowanej, ale nie niszczonej frontalnie — miała swoich wewnętrznych oponentów.
poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona