Czytelnia

Historia

Polacy - Niemcy

Kto zainicjował pojednanie?

Z prof. Władysławem Bartoszewskim rozmawiają Basil Kerski, Tomasz Kycia i Robert Żurek

– Auschwitz, Holokaust, „likwidacja” getta, Powstanie Warszawskie, zniszczenie Warszawy – był Pan świadkiem i uczestnikiem najtragiczniejszych wydarzeń II wojny światowej. Jak to możliwe, że w odróżnieniu od wielu Pana rówieśników, którzy do końca życia nie przezwyciężyli swojej nienawiści do Niemców, Pan stał się mimo wszystko orędownikiem pojednania?

– Może nie mimo wszystko, tylko właśnie dlatego. Mając lat 19 miałem na sobie garb przeżycia Auschwitz. I nagle moi koledzy szkolni czy uniwersyteccy zaczęli mi się jawić jako grupa dzieci. Stąd szukałem gwałtowanie kontaktu z ludźmi dużo starszymi i mądrzejszymi. Moi szefowie i przyjaciele w okresie wojny i po wojnie byli ode mnie od 8 do 15 lat starsi. Niektórzy z nich mieli doktoraty, gdy ja tylko maturę. To mi dało oczywiście ogromny skok, bo ja chciałem doszlusować do nich, nadrobić zaległości. W Armii Krajowej przydzielony zostałem do Komendy Głównej. Setki moich rówieśników – o wiele lepszych, mądrzejszych i odważniejszych ode mnie – trafiło na front albo do jakiegoś kąta, a ja miałem nieprawdopodobny przywilej, że w wieku 21 lat miałem dostęp do ścisłego kierownictwa całego niepodległościowego podziemia. Zyskałem na tym w sposób niesłychany, stałem się wtedy człowiekiem o kilkanaście lat dojrzalszym. Potem trafiłem do kryminału i tam spędziłem sześć i pół roku ze zbrodniarzami hitlerowskimi i polskimi kryminalistami, ale również z czołowymi politykami wszystkich polskich partii, pułkownikami, księżmi, adwokatami, prokuratorami, lekarzami, posłami. Nigdy w życiu nie poznałbym na co dzień setek takich ludzi. I to był kolejny skok w moim życiu. Wyszedłem z więzienia mając 32 lata, a czułem się właściwie emerytalnie dojrzałym człowiekiem.

– Takie przeżycia z pewnością niezwykle pogłębiają dojrzałość człowieka, ale przecież niekoniecznie muszą skłaniać do działania na rzecz pojednania polsko-niemieckiego!

– Zgoda, ale ta dojrzałość bardzo mi pomogła zachować po tym wszystkim, co się stało, trzeźwe spojrzenie na sprawy polsko-niemieckie. Miałem przy tym pewne przygotowanie jeszcze sprzed wojny, dzięki bardzo dobremu germaniście, Tadeuszowi Mikułowskiemu, który starał się przybliżać nam wiedzę z zakresu kultury, historii, mentalności niemieckiej. To był bardzo ciekawy człowiek, nie znosił niemieckiej, pruskiej państwowości, a kochał niemiecką kulturę, sztukę i literaturę. Dzięki niemu po wojnie, po wyjściu z kryminału, zacząłem sobie myśleć: „Czyli co, nic z tego nie zostało? Tylko to SA i SS? To jest niemożliwe. My jesteśmy odcięci od informacji, ale skoro Francuzi, Anglicy, Amerykanie zaczynają się z Niemcami dogadywać...” Natomiast przełom zawdzięczam środowisku „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, a także osobie Karola Wojtyły jako biskupa i arcybiskupa Krakowa w latach sześćdziesiątych, który miał niesłychaną wizjonerską wrażliwość na potrzeby tego rodzaju.

Pierwsza podróż do Niemiec

– Pierwszy raz odwiedził Pan Niemcy Zachodnie w roku 1965, krótko przed wymianą listów biskupów polskich i niemieckich. Jak doszło do tej podróży?

1 2 3 4 5 6 7 8 następna strona

Historia

Polacy - Niemcy

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?