Czytelnia

Kościół jest kobietą

Anna Karoń-Ostrowska

Kościół jest kobietą - ankieta


Co mnie jako kobietę cieszy w naszym Kościele? Co mnie jako kobietę niepokoi, co mi przeszkadza, co mnie denerwuje?  

Cieszy mnie to, ze On po prostu jest, że mogę być Jego częścią i że On jest częścią mojej tożsamości. Cieszą mnie sakramenty i to, że mogę je przyjmować, cieszy mnie obecność w Kościele wielu wspaniałych ludzi świeckich, księży, zakonników i zakonnic, z którymi mogę duchowo się przyjaźnić i z którymi wzajemnie towarzyszymy sobie w Drodze do Królestwa, z którymi mogę rozmawiać o Bogu i modlić się z nimi. Cieszy mnie obecność w Kościele wspaniałych kobiet i mężczyzn, którzy na przestrzeni wieków byli dla mnie znakami Boga i swoim uporem, wiernością, miłością i niepoddawaniem się przeciwnościom i niezrozumieniu zwłaszcza tym, które dotykały ich od ich współbraci w Kościele – dawali świadectwo, że życie w bezpośredniej relacji z Żywym Bogiem jest możliwe.

Wiele jest rzeczy i spraw, które mnie cieszą w Kościele jako kobietę skupioną przede wszystkim na relacji, na byciu z drugim człowiekiem we wspólnocie, we współrozumieniu, we współbyciu. Jednak zdecydowanie więcej mnie niepokoi, drażni i utrudnia mi bycie sobą w pełni w Kościele, odkrywanie i pomnażanie moich talentów, służenie nimi innym. I nie tylko drażni i niepokoi, wiele spraw mnie jako kobietę upokarza, a radzenie sobie z takimi bolesnymi doświadczeniami jest czasem bardzo trudne. Bywa, że zabiera kilka lat życia, które duchowo na pewno są, czy tez mogą być owocne – bo, jak mówi stara prawda, – co cię nie zabije, to cię wzmocni... Ale nie potrafię przestać myśleć o tym, że szkoda tego jakoś zmarnowanego czasu twórczości, odkrywania nowych wymiarów i horyzontów, dojrzewania ku pełni, ku głębszemu rozumieniu siebie, innych i Boga – na przepraszanie, na wyjaśnianie, na tłumaczenie się, że... Mimo iż jestem kobieta mam coś do dania, do zrobienia, do powiedzenia i do napisania, do nauczenia – poza ugotowaniem obiadu i zajęciem się dziećmi i poza byciem obywatelem trzeciej kategorii w Kościele jako bierny członek Ludu Bożego pomnażający liczbę obecnych wiernych w kościele. I, że to, co mam, do powiedzenia, to nie jakieś tam, babskie gadanie.

Oczywiście, Kościół ma problem z kobietami i kobiety mają problem z Kościołem. Sprawa ma kilka warstw, które spróbuje wypunktować.

Sadzę, ze istnieją dwie zasadnicze kwestie, z których wynika reszta.

  1. Celibat
  2. Nauczanie Kościoła o Maryi Pannie.

Są to dwa odrębne zagadnienia, ale oba naraz kształtują podjecie do kobiet w Kościele od początku rodząc nieufność do nich.

Ad.1. Nie chodzi tu o samą ideę i istotę celibatu jako czystości czy bezżenności dla Królestwa, ale o to, w jaki sposób są do niej przygotowywani i wychowywani młodzi klerycy, a potem księża. Nie dotykam tu kwestii zakonników, bo przezywanie celibatu we wspólnocie, w praktykowanych od wieków i sprawdzonych regułach zakonnych jest inna sprawą, niż celibat jako bezżenność, który jest doświadczeniem tzw. księży świeckich. Przygotowywanie do życia w celibacie w seminariach łączy się z brakiem kontaktu z kobietami, które postrzegane są jako potencjalne zagrożenie i pokusa w formacji kapłańskiej.

Dla większości młodych księży wychodzących z seminarium jedynymi znanymi im bliżej kobietami są matka i ewentualnie siostry. Z takim doświadczeniem spotkania z kobietą przychodzi on na pierwszą swoją parafię, gdzie większość osób, z którymi będzie się stykał w kościele, w konfesjonale i w pracy duszpasterskiej – stanowią kobiety. Stosunek do nich w praktyce wciąż nacechowany jest lekceważeniem i podejrzliwością, która bierze się z popularnej kultury, rodzinnego wychowania, często bardzo patriarchalnego i z wychowania seminaryjnego pełnego resentymentu do kobiet, jako do kogoś innego, obcego, w gruncie rzeczy mało znanego. Nie wypracowano do tej pory, mimo wieków funkcjonowania w Kościele celibatu pozytywnego stosunku do kobiety i modelu relacji ksiądz – kobieta. Jedynym, który podjął ten temat był Jan Paweł II w jednym z Listów do kapłanów na Wielki Czwartek.  

Ad. 2. Stosunek do kobiet w Kościele wiąże się, według mnie, nierozerwalnie z wizją miejsca i roli Maryi w Historii Zbawienia, z nauczaniem o niej i z popularną religijnością maryjną. Istnieją dwa nurty postrzegania Maryi w Kościele. Jeden z nich uważa ja za Współodkupicielkę, prawie czwartą osobę Trójcy, którą przeciwstawia się grzesznej pierwszej kobiecie – Ewie. Dostrzega w niej pierwiastki boskie i duchowe, unieważniając toż była kobietą z krwi i ciała.

Drugi nurt, w przeciwieństwie do pierwszego traktuje Matkę Boską jak kogoś w rodzaju „koleżanki z sąsiedztwa”, próbując całą Jej drogę życia jako Matki Boga przykroić wyłącznie na ludzką miarę, uważające była „jedną z nas”. Oba te nurty są fałszywe. Maryja jako wzór Dziewicy i Matki – co oddziela jej jedyne w swoim rodzaju doświadczenie od doświadczenia wszystkich kobiet – staje się figurą, łatwą do przyjęcia i do umiłowania przez księży – w niczym nie zagrażającą – ale nie może być „drogą” do zrozumienia miejsca i roli kobiety w Kościele, bo świadomie się te miejsca rozdziela.

Zatem zadaniami ogromnej wagi jest wypracowanie pozytywnej duchowości celibatu i relacji kobieta – kapłan, a także takie kształtowanie mariologii, które pozwoli otworzyć Kościół na wielką rolę kobiety w nim, taką, jaką wskazują Ewangelie i jaką swoją obecnością i stosunkiem do kobiet pokazał Jezus. Oczywiście, wszystkie te zagadnienia wymagają wielkiej pracy teologów, antropologów, filozofów kultury i mistrzów duchowości.  

1

Kościół jest kobietą

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?