Czytelnia

Kościół jest kobietą

Jerzy Sosnowski

Kościół jest kobietą - ankieta


1.Czy polskie kobiety mają problemy z Kościołem? Czy Kościół w Polsce ma problemy z kobietami?

Odpowiedź brzmi, moim zdaniem, dwa razy tak.
1.1. Problem polskich kobiet z Kościołem: pomimo istnienia dokumentów, które mają zmienić ten stan rzeczy, Kościół w Polsce (jako instytucja) pełen jest rozmaitych śladów przeszłości, które sprawiają, że role, oferowane katoliczkom, są mniej liczne i mniej atrakcyjne niż oferowane katolikom.

a)     Nie wiem, jak to wygląda w teorii, ale w praktyce służba ołtarza (ministrantura) nie jest dostępna dziewczynkom i młodym kobietom (poza Bielankami i, w bardzo „nowoczesnych” parafiach, śpiewem). Problem nie polega jedynie na dowartościowaniu płci przez tę służbę, ale na tym, że ruch ministrancki i lektorski oznaczał – przynajmniej dla chłopców mojego pokolenia – możliwość poznania księży na innej stopie, niż lekcje religii oraz kontakt w konfesjonale, szansę na spotkanie księży innych niż pracujący w parafiach (to zawsze ciekawe), a wreszcie możliwość kształcenia wiedzy religijnej.

c)      Wśród wzorów życia katolickiego, podsuwanych młodym kobietom, dominują dwa: matka i zakonnica. Byłoby nonsensem twierdzić, że w samym tym fakcie jest coś złego. Niepokojące wydają mi się w tym czynniki dodatkowe, a mianowicie: (1) w obydwu tych wzorcach zdobywanie wykształcenia jest kwestią drugorzędną, co stoi w wyraźnej sprzeczności z klimatem wielkiego boomu edukacyjnego, przeżywanego w Polsce po 1989 r.; (2) bardzo wyraźnie sugeruje się – i to od lat – że prawdziwie katolicka rodzina jest rodziną wielodzietną, co w naturalny sposób zakłada podporządkowanie się kobiety-matki obowiązkom urodzenia i wychowania licznych dzieci; innymi słowy, próbuje się z heroizmu uczynić NORMĘ życia, w dodatku w sytuacji komunikacyjnie podejrzanej, bo duchownymi, patronującymi tej próbie, są – jak wiadomo – jedynie mężczyźni; (3) zakonnice, choćbyśmy oficjalnie temu zaprzeczali, nie są w środowisku księży, a też w wielu środowiskach świeckich, traktowane z odpowiednim szacunkiem i powagą; s. Chmielewska i s. Chyrowicz wydały mi się, gdy je poznałem, fascynującymi osobliwościami raczej, niż idealnymi realizacjami katolickiego wyobrażenia zakonnicy.

d)    Jakkolwiek chciałbym wierzyć, że to się zmieniło, wśród duchownych pokutuje wiele przesądów na temat kobiet, pochodzących z dawnych wieków. Kłopoty, jakie kapłani miewają ze swoim libido, bywają (w sposób, dobrze opisany przez psychologię) projektowane na kobiety, które w efekcie uważa się za istoty z natury rzeczy wodzące na pokuszenie. Zbyt często widywałem nawet niezwykle sympatycznych i mądrych księży, którzy w rozmowie z kobietą (przy świadkach!) unikają kontaktu wzrokowego, mają kłopoty z bezpośrednimi wypowiedziami do niej itd., bym nie podejrzewał tu jakiejś poważnej wady formacji seminaryjnej. Przypuszczam, że te niewerbalizowane komunikaty są doskonale odczytywane przez kobiety, które siłą rzeczy muszą się czuć „z natury rzeczy podejrzane” w swym człowieczeństwie, takim samym przecież jak człowieczeństwo mężczyzny.

e)     Choć nie bez winy polskich feministek, pojęcie feminizmu ma wśród wypowiadających się oficjalnie katolików (duchownych i świeckich) zdecydowanie negatywną konotację. I to mimo promowania przez Jana Pawła II pojęcia „feminizm katolicki”, działalności w Polsce teolożek feministycznych (jak dr Elżbieta Adamiak), a także zasadniczego faktu, że – wyrażając się najostrożniej – feminizm (katolicki i niekatolicki) przynosi zapewne wiele nietrafnych odpowiedzi, ale i mnóstwo trafnych pytań, zwłaszcza co do nieformalnych, kulturowych stereotypów na temat kobiet.

f)       Wydaje mi się, że sytuacja spowiedzi kobiety-penitentki w obecności kapłana-mężczyzny jest zdecydowanie bardziej kłopotliwa, niż sytuacja spowiedzi penitenta tej samej płci, co kapłan. Naturalnie, można problem zamknąć, mówiąc, że po prostu sytuacja ta wymaga od kapłana szczególnej wrażliwości. Ale cisną się pytania: ilu kapłanów ma taką wrażliwość? Jak wygląda kształcenie tej wrażliwości w seminariach? Jak wygląda wiedza na temat psychologii i fizjologii kobiety, którą dysponuje przeciętny absolwent polskiego seminarium duchownego?

1.2. Problem Kościoła w Polsce z kobietami: wyrażając się złośliwie można by powiedzieć, że istota tego problemu to fakt, że kobiety istnieją. Porzucając żarty: role i wyobrażenia, odnoszące się w katolicyzmie polskim do kobiet, nie biorą pod uwagę głębokiej zmiany, jaka – na dobre i złe – zachodzi w kulturze świeckiej. Gdybyż kobiety zechciały być poddane kurateli mężczyzn, sypać kwiatki w procesji, sprzątać świątynie a ponadto wychodzić za mąż po maturze (najwyżej) i rodzić dużo dzieci, a następnie je wychowywać, słuchając mężów (lub udając, że ich słuchają) – nie byłoby problemu. Kobiety, zwłaszcza młode, chcą jednak również się kształcić, robić kariery zawodowe, podejmować samodzielnie decyzje. Zamiast podprogowo – albo i całkiem jawnie – marzyć o cofnięciu procesów emancypacyjnych, należałoby próbować znaleźć nowe wzorce życia kobiety-katoliczki, które uwzględniałyby ambicje młodych, współczesnych kobiet i pozwalały im uwierzyć, że można być silną, wykształconą, samodzielną kobietą i równocześnie rozwijać się duchowo w ramach naszej religii, a także rodzić dzieci. Nie chodzi o jakiś zgniły kompromis z „cywilizacją śmierci”, tylko o włączenie tego, co jest niewątpliwym osiągnięciem cywilizacyjnym świeckiego świata, do katolickiego myślenia o kobiecie.  

2.Czy i na ile problemy Kościoła z kobietami są częścią problemów ze świeckimi?

Jestem zdania, że problem Kościoła z kobietami jest raczej częścią problemów z młodzieżą, a nie ze świeckimi. Sądzę bowiem, że kobiety z mojego pokolenia (czyli dobiegające pięćdziesiątki) oraz starsze albo nie przeżywały dzisiejszego rozdarcia, uwewnętrzniając patriarchalny model wychowania, albo poradziły sobie z nim, traktując instytucjonalny Kościół z pewnym subtelnym dystansem, to znaczy żyjąc „po swojemu”, przestrzegając najogólniejszych wskazań wiary, ale nie wchodząc zbyt głęboko w jej przestrzenie, gdzie prędzej czy później musiałyby się natknąć na strefy jawnie lub skrycie zaznaczone jako „tylko dla mężczyzn”. Natomiast przeżywamy dziś, tak mi się zdaje, bardzo głęboką przemianę cywilizacyjną, której nośnikiem jest młode pokolenie (t.j. generacje dzisiejszych dwudziestolatków i młodsze). I ona to sprawia, że pora się przekonać o adaptacyjnych możliwościach wiary katolickiej, oraz czy Kościół jest naprawdę semper reformanda.

Rzecz jasna, problem „świeccy w Kościele” nie jest całkiem odrębnym zagadnieniem. Jeśli bowiem świecki mężczyzna, z racji swojej świeckości, traktowany jest w polskim Kościele paternalistycznie, to co dopiero – świecka kobieta?

3.Co zrobić, żeby było lepiej? Od czego zacząć?

Po pierwsze, jak zresztą w wielu kwestiach – posłuchać świeckich, zwłaszcza świeckiej młodzieży (dobrym miejscem tego rodzaju debat bywają fora internetowe – zwłaszcza pouczające wydaje mi się prześledzenie dyskusji internautów pod najpopularniejszymi wpisami „Blogu Powszechnego”, ale z pewnością są i inne adresy, pod które nie trafiłem). Na ostre sformułowania nie gniewać się, tylko zobaczyć, skąd – poza hipotezą źle uformowanego sumienia – się wzięły.

Po drugie – przeprowadzić bardzo gruntowną reformę nauczania w seminariach duchownych, nie wyłączając uwzględnienia czegoś w rodzaju "gender studies", żeby zrozumieć specyfikę kobiecego postrzegania naszego zmaskulinizowanego Kościoła.

Po trzecie – wspierać rozwój feminizmu katolickiego, w tym także teologii feministycznej, o której w Polsce mówi się chyba niewiele.

Po czwarte – za pomocą mediów katolickich wypracować i spopularyzować nowe wzorce katoliczki, wykraczające poza ofertę: matka wielodzietnej (!) rodziny lub cicha (!) zakonnica.

Po piąte – pilnować drobiazgów. Na poziomie gestów, mowy ciała, specyficznej odmiany polszczyzny ludzie przekazują sobie mimowolnie bardzo szczególne komunikaty. Księża muszą o tym pamiętać! Przesadny dystans (to nieszczęsne popatrywanie po kątach, zamiast na twarz rozmówczyni), jak i przesadna poufałość (w której często nie ma niestosownej erotyki, ale jest niestosowne podkreślanie swojego „starszeństwa”, „większej powagi”) zawierają coś, co feministki z przesadą nazywają dyskryminacją, ale co naprawdę sugeruje kobiecie, że jest w Kościele na prawach potencjalnego rozsadnika zła, lub na prawach zadziwiająco mądrego („o! mówi!”) dziecka.

Uczciwie stawiając sprawę: nie przypuszczam, żeby zarysowany zestaw problemów udało się definitywnie przezwyciężyć w znanym nam kształcie Kościoła. Znając pogląd Urzędu Nauczycielskiego ośmielam się jednak ufać, że kiedyś, w odległej przyszłości, Duch Święty natchnie naszą wspólnotę do (1) wyniesienia na ołtarze małżonków, którzy w żadnym momencie swojego życia nie zrezygnowali z życia erotycznego (czyli inaczej niż małżeństwo Quattrocchich); (2) ograniczenia obowiązkowego celibatu księży (jedno i drugie realnie dowartościuje rodzinę); (3) wprowadzenia kapłaństwa kobiet – wyobrażam sobie, że w tej właśnie kolejności.  

1

Kościół jest kobietą

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?