Czytelnia

Kościół jest kobietą

Katarzyna Jabłońska

Kościół jest kobietą - ankieta

„Człowiek jest jedyną istotą, której Bóg chciał dla niego samego.” Prawda zawarta w tych słowach nie przestaje mnie zdumiewać i zachwycać. Jednak jako człowiek rodzaju żeńskiego nieczęsto mogę jej doświadczać w Kościele – zarówno w jego oficjalnym nauczaniu, jak i w praktyce duszpasterskiej. Bardzo często bowiem jako kobieta traktowana jestem – przez „nauczanie” i „praktykę” – jako ktoś, kogo istnienie nie może być celem samym w sobie. Przekonuje się mnie i udowadnia mi, że istotą mojej natury jest być „środkiem”, który – trochę, ale tylko trochę upraszczając – mężczyznę „zachwyca do pracy” i rodzi nowe życie. Oba powołania są piękne, wartościowe i chyba przez większość kobiet upragnione, wydaje mi się jednak, że nie są cechą konstytutywną kobiecej natury, a jedynie jedną z form jej emanacji. Boli mnie, że ta sprawa jest w Kościele niemal w ogóle nie zauważana, a próby zwracania na nią uwagę przyjmowane są przez ludzi Kościoła ze zdumiewającym brakiem zrozumienia, a często są wręcz trywializowane i ośmieszane.

Definiowanie kobiety głównie poprzez rolę matki, żony czy dziewicy konsekrowanej na wyłączność oddanej Bogu sprawia, że te kobiety, które z jakichś powodów nie należą do żadnej z wymienionych kategorii, są zazwyczaj w kościelnym nauczaniu i praktyce pomijane. Kościół nie ma dla nich – podobnie zresztą jak dla mężczyzn, należących do tych samych kategorii – właściwe żadnej propozycji. Szczególnie dobitnie i dotkliwie ujawnia się to podczas rekolekcji wielkopostnych lub adwentowych, kiedy to odbywają się nauki stanowe dla mężczyzn i kobiet (tu rozpatruje się zazwyczaj problemy małżonków i rodziców), młodzieży i dzieci. Sprawa dotyczy zatem nie tylko kobiet, ale i mężczyzn, jednak w przypadku kobiet, których natura – jak widzi to Kościół – najpełniej objawia się poprzez powołanie żony i matki – jest to szczególnie dotkliwe.

Drażni i śmieszy mnie polityczna poprawność, która domaga się sztucznej symetryczności w postrzeganiu ról społecznych kobiety i mężczyzny. Z drugiej jednak strony trudno mi zaprzeczyć, że w nauczaniu Kościoła i praktyce duszpasterskiej w kwestii kobiet dominuje „męski punkt widzenia” na kobietę i to na dodatek – punkt widzenia osoby duchownej, która – oczywiście nie zawsze, ale wciąż bardzo często – ma ten obraz zmitologizowany (czytaj: wyidealizowany, albo na odwrót – zdemonizowany). Męski punkt widzenia w spojrzeniu na kobietę jest oczywiście bardzo potrzebny, ale niewystarczający.

Zdumiewa mnie także, że w kwestiach tak istotnych i zarazem kontrowersyjnych jak np. kapłaństwo kobiet Kościół wzbrania się przed poważną dyskusją. Sposób, w jaki traktowana jest ta sprawa, wydaje się wręcz symboliczny. Przytaczana argumentacja traktuje nas – kobiety i w ogóle wszystkich wiernych – jak osoby intelektualnie opóźnione.

Trudno mi zrozumieć, że Kościół otwarty w wielu kwestiach na znaki czasu, zdaje się w ogóle nie dostrzegać potrzeby przemyślenia na nowo chrześcijańskiej antropologii w kwestii kobiety, że tak często i łatwo w spojrzeniu na kobietę powiela stereotypy i anachronizmy. Ulubione w Kościele sformułowania w rodzaju „geniusz kobiecy”, „wewnętrzne piękno i delikatność”, „szczególna godność kobiety, której miarą jest miłość” bywają nierzadko rodzajem wytrychu w rozmowie o roli kobiety w Kościele i społeczeństwie a czasem wręcz – rodzajem knebla.

1

Kościół jest kobietą

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?