Czytelnia

Tomasz Wiścicki

Majstrowanie przy człowieku

Z prof. Andrzejem Paszewskim, genetykiem z Instytutu Biochemii i Biofizyki PAN, rozmawia Tomasz Wiścicki

Skąd się w ogóle wzięła bioetyka?

— Zaczęło się to wszystko mniej więcej trzydzieści lat temu, kiedy Kongres Stanów Zjednoczonych powołał specjalną komisję dla wypracowania zasad postępowania w przypadku medycznych i behawioralnych eksperymentów z ludźmi. Była to pierwsza w historii komisja powołana przez organ polityczny, która miała na celu wypracowanie zasad etycznych. Jej powstanie było nieprzypadkowe. Powołano ją dlatego, że wykryto pewien eksperyment, który został przeprowadzony z grupą sześciuset chorych na syfilis Murzynów ze stanu Alabama. Eksperyment polegał na tym, że ich po prostu nie leczono, a po śmierci zrobiono sekcję zwłok dla zbadania, jakie skutki wywołuje ta choroba. Gdy wyszło to na jaw, zrobił się wielki hałas i powołano tę komisję.

Jednak termin „bioetyka” przy tej okazji jeszcze się nie pojawił. Prawie w tym samym czasie na Uniwersytecie Georgetown grupa teologów, głównie protestanckich, i filozofów, zajęła się problemami etycznymi związanymi z biomedycyną w szerszym kontekście. To właśnie oni pierwsi nazwali się bioetykami. A potem już powstały następne podobne grupy, tworzono różne komitety i instytuty, pojawiły się bioetyczne periodyki.

— Etyka jak wiadomo odnosi się do różnych dziedzin ludzkiego życia. Tymczasem można odnieść wrażenie, jak gdyby bioetyka nie była po prostu jedną z etyk szczegółowych, lecz czymś jakościowo odmiennym. Czy więc jest to etyka odniesiona do eksperymentów bioetycznych, czy też rzeczywiście jest to coś innego? I czy w ogóle to „coś innego” jest potrzebne?

— Początkowo bioetykę można było uznać za pewną etykę szczegółową. Niektórzy dalej tak uważają, chociaż szereg poważnych autorów sądzi, że stała się ona rodzajem dyskursu, w którym biorą udział — prócz etyków — również ekonomiści, biologowie, lekarze, prawnicy, reprezentanci przemysłu, słowem — ludzie, którzy z różnych punktów widzenia patrzą na problemy związane z biomedycyną. Bioetyka przestała właściwie być działem etyki — stała się czymś znacznie szerszym. Oczywiście większość problemów, którymi zajmuje się dziś bioetyka, nie są tak naprawdę problemami nowymi. Zwiększyła się tylko waga niektórych z nich w związku z nowymi możliwościami ingerencji w wyposażenie genetyczne organizmu, jakich dostarcza współczesna genetyka i embriologia. Jako genetyk zainteresowałem się toczoną w tej materii dyskusją.

Erwin Chargaff — światowej sławy biochemik, który otarł się o nagrodę Nobla — wskazuje, że powstała nowa profesja: bioetyk. Uczony ten zauważa, że dawniej nikomu nie przychodziło do głowy tworzenie etyki poszczególnych dziedzin nauki. Etyka geologii czy chemii wydawała się równie absurdalna, jak etyka gry w szachy albo na skrzypcach.

Osobiście jestem przeciwny nadawaniu nadmiernego znaczenia etykom szczegółowym. Zaczynają one — tak jak bioetyka — pełnić rolę pars pro toto. Dyskurs bioetyczny, który przetacza się szczególnie przez kraje rozwinięte, sprawia wrażenie, jakby to były jedyne problemy w badaniach biomedycznych i praktyce lekarskiej. W konsekwencji lekarz, który będzie lekceważył pacjenta, ale który będzie przestrzegał procedur ustalonych przez jakiś komitet etyczny, będzie mógł uchodzić za kogoś postępującego etycznie. Można też odnieść wrażenie, że są to jedyne problemy etyczne, z którymi boryka się społeczeństwo. Tymczasem ten dyskurs, trwający już trzydzieści lat, jest podtrzymywany dużymi pieniędzmi, które za nim stoją, mimo że często jest zupełnie jałowy.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Tomasz Wiścicki

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?