Czytelnia

Ciało

Małgorzata Wałejko, Silny potrzebuje słabego, WIĘŹ 2009 nr 7.

W świetle daru osoby, którego nie da się uzasadnić jakimikolwiek względami utylitarnymi, ale najgłębiej i w pełni adekwatnie samym jej istnieniem, hasło sympozjum i wydźwięk dotychczasowych refleksji mogą wydać się niewystarczające. Bo to nie o „potrzebowanie” chodzi — czy to słabego przez silnego, czy odwrotnie — nie chodzi o subtelną formę zysku. Nie chodzi o to, by usprawiedliwiać obecność słabych pośród nas tym, co możemy z nich wyciągnąć, choćby nawet chodziło o wzniosłe dobra duchowe. To wszystko za mało.

W Pokoju Marvina Bessie przy pomocy lusterka wyczarowywała tęczowe „zajączki” na ścianach, aby sprawić ojcu radość. Staruszek śmiał się uszczęśliwiony i Bessie się śmiała. Czy można tu pytać o to, kto w tym układzie co zyskiwał? Czy należałoby dostrzegać tu jakąkolwiek wymianę między silną a słabym? Czy też myśląc o relacji siły i słabości, wchodzimy w niewysłowioną przestrzeń miłości, o którą rozbijają się argumenty i dyskursy, bo ona, będąc ze swej istoty afirmacją bycia drugiej osoby, jest pozbawiona przesłanek?

Zbawienna bezbronność

Mottem sympozjum na Zamku były słowa Henriego J. M. Nouwena: „Największe owoce są zawsze efektem bezbronności”.

Problemem wielu ludzi Kościoła jest nerwowa troska o duchową siłę, o moralną doskonałość. Stoi za nią lęk, że jeśli nie będę wzorowo wypełniać wszelkich przykazań, odpowiednio długo się modlić, Bóg się oddali, bo nie zasłużę na Jego miłosierdzie. Tymczasem wyakcentowana na sympozjum zasada dobrych relacji, w których nie można pominąć słabości, dotyczy także relacji z Bogiem. Dramat człowieka polega na tym, że uciekając od Boga z powodu swojej słabości, nie przyjmuje Jego miłości, która tę słabość najczulej przygarnia. I zostaje sam.

Dla Boga nie jest problemem fakt, że ludzie grzeszą, ale to, że nie przyjmują Jego miłości. Dziś dostałam list od nowowyświęconego kapłana, w którym wyznaje:

„Po spowiedziach mam coraz silniejsze przekonanie, że grzechy naprawdę nie są ważne dla Pana Boga. Przy miłosierdziu są kropelką na rozpalonej do czerwoności patelni. Sakrament jest spotkaniem, wyznaniem miłości Bogu, gdzie przychodzę wyznać, że sam sobie nie daję rady, że są sprawy, które mnie przerastają. I może dobrze, że grzeszymy — tu ocieram się o herezję — bo dzięki temu widzimy, że nie jesteśmy samowystarczalni. Że sami się nie zbawimy. Że potrzebujemy Jego pomocy i siły. [...] chrześcijaństwo to nie system zasad etycznych, lecz relacja z Chrystusem”.

Chrześcijańska pokora, czyli właśnie bezbronność, to bycie sobą przed Bogiem. Tak jak osoba z upośledzeniem jest sobą przy przyjaciołach i ufa, że ze swoją słabością jest kochana. Miłość Boża objawiła się w Dorotce i Cecylce — kocham, bo jesteś, bez kontekstów czy warunków. Ufność tej miłości rodzi głęboką więź między człowiekiem a Bogiem. A zdając się na siłę Boga, nie swoją, słaby człowiek zaczyna z czasem przenosić góry miłości do braci. „Nie bój się robaczku, Jakubie” (Iz 41,14). Małgorzata Chmielewska zauważyła: „W Ewangelii Chrystus odwraca zupełnie naszą ludzką hierarchię. To najsłabsi są na pierwszym miejscu w Królestwie Bożym. W końcu to Jego pozorna słabość zbawiła świat”.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 następna strona

Ciało

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?