Czytelnia

Polacy - Ukraińcy

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Manowce pojednania, WIĘŹ 2009 nr 10.

Niewiedzy tej nie pomagały rozproszyć środowiska demokratycznej opozycji, które przecież w PRL tak wiele uczyniły dla odkłamania innych obszarów polskiej pamięci o najnowszej historii.

W krajowej komunistycznej propagandzie Ukraińcy dzielili się na „bratni naród USRR” i „faszystowskie bandy UPA”, a wszystko, co wykraczało poza ten schemat (z istnieniem mniejszości ukraińskiej na czele) było przemilczane. Zgodnie z tą logiką, jeśli coś złego z ich strony spotykało w przeszłości Polaków — sprawcami byli tutaj wyłącznie „faszyści”; jeśli zaś to Polacy robili krzywdę Ukraińcom, to jedynie uciskając „ukraińskie masy ludowe” w czasach sanacji. W ten sposób zręcznie omijano palący problem pojednania.

Sprawę tę podjął główny nurt opozycyjnej publicystyki, której przedstawiciele wychowali się na rocznikach emigracyjnej „Kultury”. Tam o sprawach ukraińskich pisano wiele, wychodząc z arcysłusznego — i nadal aktualnego — założenia, że stosunki z naszym największym wschodnim sąsiadem będą miały decydujący wpływ na strategiczny wymiar przyszłości całej Europy Środkowo-Wschodniej. W modelu pojednania z Ukraińcami, wykreowanym przez tandem Jerzy Giedroyc—Juliusz Mieroszewski, duży nacisk położono na oczyszczenie polskiej pamięci z rewanżystowskich emocji, u których źródeł legły krwawe wydarzenia lat wojennych. W tym też duchu, w połowie lat osiemdziesiątych, wydano specjalne, ukraińsko-polskie numery „Suczasnosti” i „Widnowy”, dwóch czołowych ukraińskich pism emigracyjnych. O ile polskie winy wobec Ukraińców chłostano tam bez taryfy ulgowej, o ukraińskich przewinieniach mówiono tam zaledwie półgłosem.

Gdy w 1989 roku solidarnościowa opozycja zaczęła nadawać ton polskiej polityce, model ten, bez większych zmian, stał się częścią składową oficjalnej ideologii porozumienia z Ukrainą. I w tym właśnie leży problem. To, co było dobre w epoce trudnego montowania antysowieckiej koalicji zniewolonych narodów, niekoniecznie należy powielać w czasie, gdy narody te zdołały wybić się na niepodległość. Rzeź dziesiątek tysięcy Polaków na Wołyniu — przeprowadzona ukraińskimi rękami i w imię wolnej Ukrainy — to największa trauma w pamięci Polaków o minionych relacjach z ukraińskimi sąsiadami. Można przypuszczać, że trauma ta zatruwa również pamięć ukraińską. A na pewno jest ona największą przeszkodą w procesie wzajemnego wybaczenia. Tymczasem przez pierwsze piętnastolecie niepodległej Polski o rzezi wołyńskiej wspominało się na zasadzie „ciszej nad tą trumną”. Co więcej, środowiska Wołyniaków, mimo wielokrotnych starań, nie zdołały w tym czasie skłonić żadnego ośrodka naukowego do zainicjowania poważnych, kompleksowych badań na temat tragedii 1943 roku.

W ostatnich latach nastąpiła jednak zmiana. Być może jej impulsem była okrągła, 60. rocznica rzezi. Kiedy w lipcu 2003 r., podczas spotkania prezydentów Polski i Ukrainy nad mogiłami polskich mieszkańców startego z powierzchni ziemi miasteczka Poryck (dziś wieś Pawliwka) przemówił jeden z ocalałych z pogromu, jego mocne, odarte z wszelkiej dyplomacji słowa musiały zrobić duże wrażenie, i to nie tylko na zgromadzonych. Dzięki telewizyjnej transmisji po raz pierwszy tak wiele osób usłyszało głos człowieka, który stracił tutaj najbliższych.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 następna strona

Polacy - Ukraińcy

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?