Czytelnia

Jacek Borkowicz

Jacek Borkowicz, Między didgeridoo a Tajemnicą, WIĘŹ 2003 nr 1.

Doskonale pamiętam epigonów takiej postawy, różnych „panów od tańca towarzyskiego”, uczesanych w przedziałek, zawsze pod muchą, którzy uczyli młodzież, że nie należy kląć i trzeba ustępować miejsca starszym w tramwajach. Cnoty te są skądinąd cenne i godne upowszechniania — problem w tym, że owi panowie do takiego wymiaru zawężali samo pojęcie „człowieka kulturalnego”. W ich mniemaniu oznaczało to kogoś jakby oszlifowanego z zewnątrz.

Tymczasem kultura rodzi się nigdzie indziej, jak w najgłębszym wnętrzu człowieka. I tylko stamtąd biorą się jej wytwory — dzieła artystów. Najlepsze nawet skrzypce pozostaną tylko przedmiotem (dzięki swemu opływowemu kształtowi nieco ładniejszym od krzesła), jeśli nie rozbudzi ich ręka grającego. To „coś”, co nas porusza, gdy słyszymy muzykę, ukryte jest nie w instrumencie, a w człowieku. Instrument jest tylko jakby przedłużeniem jego ręki, uwielokrotnieniem możliwości wyrażania stanu jego emocji, odczuć. A dopiero te odczucia mogą być wyższe lub niższe — i tak naprawdę jedynie od nich zależy, czy słuchając skrzypka będziemy mieli do czynienia z wyższą, czy z niższą formą kulturalnej ekspresji.

W tym sensie ocena stopnia „wysokości” dzieła zupełnie nie zależy od tego, czy wykonuje się je na wspaniałych barokowych organach, czy tylko na kawałku wysuszonej na słońcu deski. Czarny niewolnik z plantacji w Alabamie wziął kiedyś do ręki zepsute i niedostrojone skrzypce — i wydobył z nich najpiękniejszy, najbardziej prawdziwy wyraz ludzkiej nostalgii. Nie ma też znaczenia, czy gra się w amfiteatrze pod żyrandolami, na pustyni, czy nawet — przepraszam — w restauracji do kotleta. Takimi dziełami „do kotleta” jest na przykład pokaźna część dorobku Haendla, choć w jego wypadku z pewnością chodziło o kotlet królewski. Dzieło ocenia się przez wykonanie: można sknocić wielką klasykę, i wtedy nawet słuchając Dziewiątej Symfonii Beethovena, nie zaznamy żadnych wysokich wzruszeń; można też, przy odrobinie geniuszu, wykonać w sposób artystyczny dziecięcą rymowankę. A oceniając poziom wykonania, powinniśmy w pierwszym rzędzie brać pod uwagę ten subtelny, idący de profundis ton, który autentycznie wyraża sobą wykonawca. I właśnie to przesłanie, a nie konwencja, wyrafinowanie formy lub jakość instrumentarium, decyduje o stopniu „wysokości” czy też „niskości” kultury.

Trudno jest o tym pisać, gdyż mówimy o rzeczach niewyrażalnych. To zapewne trochę tak, jak opowiadać o przeżyciach mistycznych komuś, kto sam ich nie doznawał. W tej sytuacji konkretnie i wyraziście mogą zabrzmieć — wbrew intencjom piszącego — tylko te momenty, które kładą nacisk na „zewnętrzność” i pozorny subiektywizm przeżycia estetycznego. Tymczasem mówimy o wręcz przeciwstawnym kierunku. Nie chodzi tutaj wcale o to, że wartość dzieła jakoby zależy od reakcji odbiorcy. Przeciwnie, słuchacz albo widz, poprzez swoje prawdziwe wewnętrzne wzruszenie, weryfikuje akt komunikacji z tą przedziwną, mieniącą się nieskończonymi odcieniami światła, a jednak niezmienną prawdą, która przepływa przez artystę. Jeśli ten ostatni potrafi — za pomocą głosu, instrumentu, dłuta, pędzla czy pióra (dziś już raczej komputerowej klawiatury) — wydobyć z siebie to, co prawdziwe, z pewnością poruszy wyrobionego estetycznie odbiorcę. Rzeczywistym kryterium wysokiej kultury jest więc jej autentyczność, która poprzez artystę „zaraża” otoczenie. Doskonale wyraża to bohater „Pieśni Osjana” Jamesa Macphersona, gdy słuchając celtyckiej harfy wyznaje: „podniosła się moja dusza”.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Jacek Borkowicz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?