Czytelnia

Krzysztof Dorosz

Krzysztof Dorosz, Między Prometeuszem a Chrystusem, WIĘŹ 2002 nr 1.

W czasach nowożytnych znakiem owej „diabelskiej teologii” stała się nauka Karola Darwina. Miłosz swoich szyderców nie bez kozery nazywa małpoludami. Przecież drwili z duchowych poszukiwań poety, a przytaczane przezeń wizje Swedenborga wydawały im się czystym zabobonem. Byli po stronie Darwina, Marksa i Freuda. Widzieli zło świata, nawet doświadczali przemocy, ale wierzyli w ewolucję i postęp, przyjmowali bez szemrania jedyną dostępną nam wiedzę o wzajemnym stwarzaniu się ludzi i wspólnym stwarzaniu tego, co nazywają prawdą. To byli prometeusze, którzy pragnęli przemieniać świat zgodnie z jego naturą i ludzką potęgą kształtowania. Do głowy by im nawet nie przyszło, że człowiek jest — jak twierdzili dawni alchemicy — opus contra naturam. Miłosz tymczasem chciał wierzyć w Adama i Ewę, Upadek i nadzieję przywrócenia.

Dziękczynienie

Nie wiem, czy pragnienie tej wiary musi prowadzić do tajemnej wiedzy, czy też może znaleźć przystań w głównych nurtach chrześcijaństwa. Teologia „Traktatu teologicznego” bynajmniej tego nie rozstrzyga; jest bardziej pojemna niż herezja i ortodoksja. Ta teologia wskazuje na całą sferę metafizyki i religii, aż nadto wyraźnie dając do zrozumienia, że tam właśnie tkwi prawda i sens, który jest niemożliwy bez absolutnego punktu odniesienia. Jest również dziękczynieniem. Za co? Za wiarę, za świadomość tego, co pierwsze, za ufność w to, co ostateczne. Jest to dziękczynienie wypowiedziane pod koniec życia i sub specie mortis, doświadczone po wielu próbach i zmaganiach z własną pychą. Jest zarazem wielkim punktem zwrotnym, ponieważ splata się z pożegnaniem dekadencji, w jaką popadł poetycki język mego wieku.

Miłosz mówi o języku poetyckim zapewne dlatego, że ta materia jest mu najlepiej znana. Wolno się jednak domyślać, że nie o sam język tu chodzi. Już na samym początku „Traktatu teologicznego” poetycki język znalazł się w bliskim sąsiedztwie teologii, prawdy i wszystkich rzeczy pierwszych. Zapewne więc uosabia ludzką mowę, wyobraźnię i myślenie. To właśnie poezja poświadcza, że nie umiemy żyć w fantasmagorii. Toteż pożegnanie Miłosza z dekadencją poetyckiego języka rozumiem jako pożegnanie z nierzeczywistością naszych czasów, z wyobraźnią bogatą w różnorodność pomysłów, lecz w gruncie rzeczy pustą, która brak więzi z sensem i prawdą nadrabia prometejskimi urojeniami.

W ciągu ostatnich dwóch stuleci Prometeusz cieszył się dobrą sławą u wielu europejskich myślicieli i artystów. Jedni z jego historii czerpali inspirację do działania, inni pisali na jego cześć wiersze i poematy. Prometeusz uosabiał humanizm i postęp. Na bunt przeciw najwyższej władzy zdecydował się dla dobra człowieka. Za kradzież ognia został surowo ukarany, za przysługę wyświadczoną ludziom zapłacił cierpieniem. W europejskiej świadomości stał się męczennikiem postępu cywilizacyjnego. Dziś wśród poetów i filozofów Prometeusz nie budzi już wielkiego entuzjazmu. Ale prometejska stała się cała nasza cywilizacja.

Człowiek Zachodu stara się przede wszystkim zaspokoić swoje potrzeby doczesne, nie zaprzątając sobie głowy teologią i metafizyką. Korzysta na potęgę z dobrodziejstw prometejskiego ognia, widząc sens przede wszystkim w nauce, technologii i dalszym rozwoju materialistycznej kultury. Osłabł wprawdzie patos buntu przeciw bogom i religii, osłabły też nadzieje na takie urządzenie świata, które rozwiąże wszystkie nasze problemy. Lecz nadal trwa marzenie o człowieku, istocie tak uzdolnionej, że siłą swego umysłu stworzy cywilizację i wynajdzie lekarstwo przeciw śmierci. Choć „Traktat teologiczny” jest utworem poetyckim, a nie prawdziwym traktatem, choć tu i ówdzie migocze znaczeniami, niektóre z nich kryjąc w szyfrach poetyckiej mowy, wobec prometeizmu Miłosz zajmuje jednoznaczne stanowisko. Nazywa go Grzechem Pierworodnym i widzi w nim pychę, od której może nas oswobodzić tylko nowy Adam, czyli Chrystus.

poprzednia strona 1 2 3 następna strona

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?