Czytelnia

Krzysztof Dorosz

Krzysztof Dorosz, Między Prometeuszem a Chrystusem, WIĘŹ 2002 nr 1.

Lecz odrzucenie prometeizmu i pochwała teologii nie czynią z autora „Traktatu” człowieka pogodzonego ze światem. Porządek rzeczy, w którym silni triumfują, słabi giną, a życie kończy się śmiercią oznacza w gruncie rzeczy diabelskie panowanie. Miłosz jest nieufny wobec chrześcijaństwa, które wchodzi w komitywę ze światem. Jego bunt przeciw zastanej rzeczywistości nie przeminął. Tylko dziś kontestuje ją nie w imię Prometeusza, lecz Chrystusa. Bo kto pokłada ufność w Jezusie Chrystusie — mówi — ten oczekuje przemijania nie tylko świata, lecz samej śmierci. Bunt splata się ze współczuciem dla ludzi, którzy są za słabi, żeby żyć bez boskiej opieki. Współczucie łagodzi bunt, prowadzi do zrozumienia ułomności człowieka i słabości jego wiary, do zgody na rozmodlony tłum, do pokonania przepaści pomiędzy religią prywatną i religią obrzędu. Pozostaje tylko dawna nieufność i sceptycyzm.

Wewnętrzna cisza

Nuta tej nieufności, a nawet rezerwy, wobec religii raz po raz pojawia się w „Traktacie”. Miłosz nie chce być posiadaczem prawdy, krąży wokół herezji, bo pragnie uniknąć tak zwanego spokoju wiary, który jest po prostu samozadowoleniem. Lecz czy spokój wiary jest rzeczywiście samozadowoleniem? Myślę, że istnieją dwa rodzaje spokoju wiary. Jeden tłumi wątpliwości, zamyka się w konstrukcjach rozumu lub strukturach instytucji, z czasem traci wrażliwość i serce. To spokój samozadowolenia, niewzruszony, kamienny, podszyty lękiem lub pychą. I jest spokój drugi, który przychodzi w zmaganiach między wiarą i zwątpieniem, między tajemnicą i wiedzą, między ufnością i niedowierzaniem. Ten spokój wiary jest rzadkim gościem, pojawia się na chwilę i znika. Wymaga otwartego serca, okupiony jest wysiłkiem, często również cierpieniem. Jest jak prostota w sztuce, pozornie naturalna i oczywista, w gruncie rzeczy wymagająca i trudno dostępna. Ani prostota, ani spokój wiary nie przychodzą bez walki. Są zwieńczeniem mozolnego i bolesnego procesu ociosywania samego siebie, świadomą rezygnacją ze zbędnego bogactwa, które zagradza drogę do prawdy.

Uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca (Mt 11,29) — mówi Jezus. Wewnętrznej ciszy uczą niemal wszystkie duchowe tradycje, zarówno prawowierne, jak i heretyckie. Prowadzi do niej buddyjska medytacja i chrześcijańska kontemplacja. Uciszenie własnych myśli i uczuć, jedna z najtrudniejszych rzeczy na świecie, jest warunkiem spokoju wiary. Głos Boga naprawdę słychać w ciszy, nie w słowach traktatów i rozpraw. Lecz warunkiem wewnętrznej ciszy jest ład wyobraźni. Niepodobna wznieść go na fantasmagorii, prometejskim buncie i na dekadencji języka poetyckiego. By nie runął, musi oprzeć się na tym, co pierwsze i rzeczywiste. Na przekór krzykliwym głosom rozpaczy, wbrew licznym ministrantom bezsensu „Traktat teologiczny” Miłosza zmierza do budowy ładu wyobraźni.

Krzysztof Dorosz

1 * Niniejszy tekst odnosi się do „Traktatu teologicznego” Czesława Miłosza, ogłoszonego 25 listopada 2001 na łamach „Tygodnika Powszechnego” w dodatku „Kontrapunkt” [Red.]

poprzednia strona 1 2 3

Krzysztof Dorosz

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?