Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska, Mistrz-uczeń, czyli miłość niejedno ma imię, WIĘŹ 2000 nr 9.

Jedną z najistotniejszych cech mistrza jest altruizm, skupienie na drugim, wyciągnięta ręka, wsłuchanie w potrzeby tego, który przed nim stoi. Ten, kto skupiony jest tylko na sobie, jedynie na własnych poszukiwaniach i problemach, nie może być ani mistrzem, ani ojcem, bo nie usłyszy drugiego, zagłuszy go sobą, czym prowadzi do katastrofy. Owocem tej chybionej relacji będzie rozczarowanie i niespełnienie. Wiele takich rozczarowań i spotkań z pozornymi mistrzami zna ludzkie doświadczenie i ono właśnie bywa jednym z największych bólów młodości. Na tym właśnie polega ból ucznia, który zawierzył, spytał i nie dostał odpowiedzi, usłyszał słowa, które nie dotykały istoty problemu, albo powierzył się temu, którego uznał za mistrza, ale spotkał się z obojętnością i ze wzruszeniem ramion.

A zatem czy każdy może być mistrzem? Czy każdy może być ojcem? Dlaczego ten, którego jeden nazywa mistrzem, nie jest mistrzem dla kogoś innego? Dlaczego słowo mistrza jeden rozumie, a drugi jest na nie głuchy? Dlaczego ty dostałeś odpowiedź, a ja – nie?

Mistrz nie jest mistrzem dla każdego, kto chce być uczniem. I bywa odwrotnie, że mistrz wybiera kogoś i bardzo wiele mu ofiarowuje – ale nie spotyka się ze zrozumieniem. Dar nie zostaje przyjęty. Nie każdy, kogo się wybiera na ucznia, jest uczniem. Ból niespełnienia dotyka obie strony. Wspólna droga nie zawsze jest możliwa. W jaki sposób może dojść do autentycznego spotkania mistrza i ucznia? Napisałam na początku, że „wzajemność” i „wybranie” to słowa-klucze do zrozumienia tej relacji – trudnej, tajemniczej, wymykającej się łatwym opisom.

Mistrz wybiera ucznia, ale ten, kogo wybrał, niekoniecznie może i chce nim być. Zdarza się, że uczeń szuka mistrza i znajduje kogoś, kto nie chce przyjąć go do „swojej szkoły”. Nie wystarczy więc ani sama otwartość i dojrzałość do bycia mistrzem, ani pragnienie znalezienia swego mistrza. Coś musi się wydarzyć „między” ludźmi, coś ogromnie trudnego do nazwania. To coś pozwala, a nawet każe powiedzieć do drugiego: „mój”. To „mój” mistrz. To „mój” uczeń. Oczywiście, łatwo te słowa powiedzieć po „sprawdzeniu”, po latach wspólnej drogi, kiedy uczeń nie zawiódł mistrza, a mistrz spełnił oczekiwania ucznia.

Żeby jednak można było głęboko i naprawdę wejść w tę relację i rozpocząć wędrówkę, trzeba na początku słowa te wypowiedzieć, biorąc na siebie pełne wzajemne ryzyko. Na tym polega przecież istota wybrania. Jezus, wędrując po drogach Galilei, nie do każdego przecież mówił: „pójdź za mną”, i nie każdy, kto Go spotkał na swej drodze, rzucał swoją pracę i odchodził z domu, żeby Mu towarzyszyć. Dlaczego Jezus wybrał właśnie Piotra, Jana i dziesięciu innych? Dlaczego właśnie jeden z tych wybranych Go zdradził, tak samo wezwany, jak pozostałych Jedenastu? Są to tajemnice ludzkich serc, których nie może rozwikłać żadna spekulacja.

W tym miejscu stajemy wobec tajemnicy miłości, która nie odpowiada na pytanie: „dlaczego?”. Takiej odpowiedzi nie ma, jest natomiast doświadczenie graniczące z pewnością, niedefiniowalne, pierwotne: „to właśnie ty”. Od niego zaczyna się wspólna wędrówka i wspólna radość odkrywania. I znów nie znajduję lepszego cytatu na opisanie tego momentu wzajemnego odkrycia i powierzenia się sobie poprzez słowo: „mój”, niż wyznanie Moniki, córki i uczennicy w „Promieniowaniu ojcostwa”:

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?