Czytelnia

Anna Karoń-Ostrowska

Anna Karoń-Ostrowska

Moralność katolicka, moralność kościelna

Moralność na pewno nie jest istotą religii. Jest jednak jej znakiem. To właśnie poprzez moralność dajemy świadectwo Dobru i światu wartości, w który wierzymy.

Moralność katolicka opiera się na Dekalogu, Ewangelii i nauczaniu Kościoła. Środkiem dyscyplinującym wiernych jest prawo kanoniczne. Wydaje się, że są to zasady proste i znane wspólnocie Kościoła. Czy jednak udaje się nam według nich żyć? Czy nie przerastają naszych możliwości, kiedy – zanurzeni w świat pozbawiony i pozbawiający się jasnych i czytelnych norm – próbujemy radzić sobie z codziennością?

Jak oddzielać prawdę od fałszu, dobro od zła, piękno od brzydoty? Czy granice tych dwóch światów są czytelne, czy też niepostrzeżenie coraz bardziej się zacierają? A może to my mamy coraz mniej chęci do tego, żeby je rozróżniać? Kultura postmoderny uczy nas, że nie ma jednoznaczności, nie ma po prostu prawdy i fałszu, dobra i zła, tego co piękne i tego co brzydkie. Wszystko jest, albo może być, inne niż się nam wydaje, niż sądzimy, że jest. W tej wszechogarniającej relatywności zjawisk coraz mniej ufamy w słowo, podajemy w wątpliwość czyny. Bo czy można inaczej? Kto i co jest, może być, gwarantem prawdomówności ? Czy znamy jeszcze kogoś takiego?

W tym galimatiasie coraz bardziej rozpaczliwie szukamy tych, których mowa będzie: ”tak – tak, nie – nie”, którzy nazywają rzeczy po imieniu, potrafią oddzielać to co uczciwe od tego co wątpliwe, prawdę od jej pozorów, służbę od służalczości i wierność od umiejętności „bycia w dobrych układach”. Tęsknimy za tymi, którzy wierzą jeszcze w wartość ubóstwa, odróżniają dary darmo dane od robienia interesów i miłość od pożądania. Gdzie mamy szukać takich ludzi, jeśli nie we wspólnocie Kościoła – wśród ludzi wyznających tę samą wiarę, porozumiewających się jednym kodem etycznym, w którym nie trzeba sobie nawzajem tłumaczyć podstawowych reguł? Czy naprawdę jednak nie trzeba?

Czy w praktyce obok – pięknej, bo wymagającej – moralności katolickiej, w realnym życiu nie odsłania swego oblicza jej karykatura? To nasza moralność powszednia, która często bezproblemowo wpasowuje się w ziemskie układy, w której dobre życie jest wartością relatywną, zależną od okoliczności. Nazywam ją tu moralnością kościelną, czyli realnie przeżywaną przez ludzi Kościoła – od zwykłych parafian poczynając, a kończąc na hierarchach. Żyjąc wedle niej, widzimy źdźbło w oku brata, a nie widzimy belki we własnym; więcej wymagamy od innych niż od siebie i od „swoich”. Swoje własne uwarunkowania i trudności potrafimy przecież najlepiej sobie wytłumaczyć i zrozumieć…

W historii chrześcijaństwa od początku toczy się walka o to, by moralność kościelna jak najmniej oddalała się od moralności katolickiej – by i życie ludzi Kościoła, i sposób praktycznego radzenia sobie przez nich z grzechem i problemami we własnych strukturach, zgodne były z wartościami, które wyznają.

Są jednak chwile próby – okresy, gdy w wewnętrznym życiu Kościoła granice dobra i zła zacierają się, gdy nagromadzenie problemów rodzi wrażenie, że Kościół nie potrafi poradzić sobie sam ze sobą. Czujemy wówczas ból, bo wiemy, że nie tak miało być, nie tak być powinno. Zaciemniają się wówczas kontury naszego świata. To, co było cnotą, staje się jej parodią.

1 2 3 następna strona

Anna Karoń-Ostrowska

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?