Czytelnia

Kościół w Polsce

ks. Andrzej Luter

ks. Andrzej Luter, Na pograniczu wiary i wątpienia, WIEŹ 2001 nr 2.

Oczywiście, są różne rodzaje niewierzących. Są tacy, którzy nie wierzą bezrefleksyjnie — ludzie, którzy po prostu nie zadali sobie pewnych pytań. Są niewierzący z powodu buntu przeciw Bogu albo z wyboru metafizycznego. W każdym wypadku sensowna postawa kapłana winna być, moim zdaniem, trochę inna.

W pierwszej grupie jest bardzo wielu ludzi, którzy pewnego dnia te pytania sobie postawią. Warto zatem, by ten, kto jest gotów o ważnych pytaniach rozmawiać — a więc ksiądz — był do ich dyspozycji. Żeby poznawał ich życie po to, by ich rozumieć. I żeby (chyba)... czekał. Jeśli zacznie przedwcześnie, to może ich zranić. Z drugiej strony jest przecież rolą księdza nieść swoje odpowiedzi. W tym przypadku — może nie przez przekonywanie, lecz przez świadectwo, jak on sam, swoim życiem, tych odpowiedzi udziela.

Niewierzący z drugiej grupy — zbuntowani — zwykle tylko czekają, by utwierdzić się w swoich resentymentach. A i tak część z nich pewnego dnia wróci. Jeden z ankietowanych pisze:

Co do takich jak ja, to sądzę, że najważniejsze jest właśnie uznanie, poważne potraktowanie wyboru, którego taki człowiek dokonał. Nie oznacza to zamazywania różnic w poglądach — jest ciekawie, kiedy poglądy są wyraźne. Kapłan w moich oczach winien poważnie traktować swój własny wybór metafizyczny, ale też poważnie wysłuchać — gdy taka rozmowa się zdarzy — opowieści o innych drogach. To oczywiście trudne, bo chrześcijaństwo chyba jednak jest trochę religią prozelityczną i kapłan ma obowiązek prawdę religii głosić. Wobec takich „mędrków” jak ja najpewniej prawdę tę głosić — jeszcze raz — sobą, bo na argument zawsze można znaleźć kontrargument...

Inny mój niewierzący przyjaciel, który uważa się za ateistę, napisał:

Drogi Lutrze! Myślę i myślę, bo zafrapowało mnie Twoje zlecenie. Ale trudno mi dojść do jasnych wniosków. Główny powód jest taki, że nie mam ochoty być „duszpasteryzowanym”. To znaczy możemy razem robić wszystko, pod warunkiem, że nie chowasz żadnej apostolskiej przynęty. Nie chcę być nawracanym, wolałbym być ateistą szanowanym przez chrześcijan i szanującym chrześcijan. To jest zresztą zadanie dla obu stron. Jest wiele ważkich powodów do niewiary w Boga i dobrze byłoby, żeby księża mogli zobaczyć to nie jako brak, defekt, ślepotę, ale jako wybór. Nie tylko niewierzący mogą skorzystać na kontakcie z ludźmi Kościoła, ale i Kościołowi mogliby wiele dać niewierzący.

Czyli: nie przeciągać do swojego obozu, ale być w kontakcie. Dyskutować, nawet spierać się, ale nie walczyć, unikać polemik, one mogą przecinać nici. W sprawach ludzkich (filozofia, etyka, religia, wolność i prawda etc.) nie chodzi o rachunek racji, tylko o zrozumienie, które ma więcej wspólnego z miłością niż z logiką.

A jednak wiele, więcej niż można by myśleć, może być wspólnego. Troska o dobro i o głębię myśli, sprzeciw wobec przemocy i kłamstwa. No i przekonanie, że każdy człowiek, który żyje, żyje dzięki jakiejś postaci wiary. To niekoniecznie musi być wiara w Boga, może być wiara w dozgonną miłość, w solidarność międzyludzką albo w każdy inny irracjonalny obiekt nadziei. Niewiara w Boga długo odwodziła mnie od wiary w ogóle. Zajęło lata, zanim pogodziłem się z tym, że nie wierząc w Boga, w różne rzeczy jednak wierzę. Zresztą niewiara też jest rodzajem wiary. Nie wierzyć, że jest Bóg — to wierzyć, że nie ma Boga; nijak stąd się nie ucieknie.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Kościół w Polsce

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?