Czytelnia

Kościół w Polsce

ks. Andrzej Luter

ks. Andrzej Luter, Na pograniczu wiary i wątpienia, WIEŹ 2001 nr 2.

Posłałem kiedyś mojego kolegę, który chciał ochrzcić swoje dziecko, do dominikanina, o którym wspominałem. Rozmowa zaimponowała mu. Opowiadał potem: inteligentny ksiądz i chyba rzeczywiście wierzący. Pierwszy raz takiego spotkał! Dotąd wydawało mu się, że księża przede wszystkim reprezentują instytucję, pilnującą prawowierności, i że sami koniecznie wierzyć nie muszą. W stanie wojennym, kiedy życie kulturalne zeszło do kościołów, odbywała się kiedyś w Muzeum Archidiecezjalnym dyskusja na temat istoty zła. Zaczął pewien prawosławny teolog, od szalenie zawoalowanej i subtelnej interpretacji Księgi Rodzaju, takiej, którą mógł przyjąć każdy kulturalny człowiek. Bardzo to było ekumeniczne i bardzo się podobało snobistycznej publiczności. A potem w dyskusji zabrał głos o. Jacek Salij. Wyłożył chrześcijańskie credo, po czym powiedział: proszę państwa, ja w to wszystko wierzę d o s ł o w n i e ! Po sali przeszedł szum, słuchacze aż się odgięli w swoich krzesłach do tyłu, jakby zgorszeni lub przerażeni tą deklaracją.

Czy to nie sprzeczność, że oczekuje się od księdza równocześnie, aby był dyskretny w sprawach wiary, i żeby potrafił powiedzieć: ja w to wszystko wierzę dosłownie? Żeby był w świecie, za pan brat ze swoimi wiernymi (i niewiernymi), a zarazem żeby miał dystans wobec świata i potrafił wskazywać na inny wymiar rzeczywistości? Żeby był bezceremonialny i potrafił żartować, nawet ze świętości — a zarazem, żeby w każdym momencie reprezentował duchowość? Żeby był giętki i nieprzejednany równocześnie? Wierzący i inteligentny?

No to tyle zdołałem wydusić z siebie przed Twoim przyjazdem, a teraz idę do kuchni robić herbatę.

Tadeusz

Wręczył mi ten list, a potem piliśmy herbatę i rozmawialiśmy o filmie, o jego Mironie Białoszewskim; taki wspaniały osobisty wieczór. Potem przeczytałem ten list. I choć trudno jest mi odsuwać wiarę na dalszy plan, to jednak przyznaję — za św. Pawłem — że z „tych trzech” największa jest miłość, choć wszystkie trzy stanowią nierozerwalną jedność.

Czy woda jest do chodzenia?

Andrzej, do niedawna dziennikarz Radia Zet, powiedział mi, że ksiądz dla niego to ktoś, kto w sposób nie nachalny, ale konsekwentny prezentuje stosunek do świata zgodny z Dekalogiem, to ktoś, kto nie narzuca się ze swoją wiarą, ale zawsze spieszy z pomocą potrzebującym i nie oczekuje w zamian zbyt wiele. Nie oczekuje, ale jednak otrzymuje: przyjaźń w wymiarze ludzkim, a nade wszystko świadomość nadającą sens życiu księdza, że pomógł komuś wejść na drogę przyjaźni z Bogiem, a to oznacza, że sam ksiądz też wszedł na tę drogę.

Jednocześnie sam staram się nie zapominać, że autentyczna wiara jest ostatecznie darem, łaską, na którą trzeba chcieć się otworzyć, a dla wielu to „otwarcie się” jest najtrudniejsze. Bo jak spotkać Chrystusa, jak zobaczyć Jego teraźniejszość i powiedzieć za Piotrem, który zwątpił: Panie, każ mi przyjść do siebie po wodach. Przecież woda nie jest do chodzenia... Jak zauważył kiedyś legendarny bp Jan Pietraszko, bardzo istotna w życiu człowieka jest chwila, kiedy znalazł się on pomiędzy łodzią, którą opuścił, a Chrystusem, do którego jeszcze nie doszedł. W takiej sytuacji był Piotr, w takiej sytuacji może znaleźć się każdy z nas.

poprzednia strona 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 następna strona

Kościół w Polsce

ks. Andrzej Luter

Bez Ciebie nie przetrwa WIĘŹ! Jak możesz pomóc?